środa, listopada 08, 2017

Ja ofiara, Ty mój HEJTER.

Ja ofiara, Ty mój HEJTER.


Za poruszenie tego tematu zabierałem się bardzo długo. Mam jakieś dziwne wrażenie, że to jeden z najbardziej osobistych tematów o jakich napiszę na tym blogu.

Jak dobrze wiecie uwielbiam obserwować ludzi i świat 👀. W ostatnim czasie dużo pracuje i spotykam masę różnych osób. Łączy nas często tylko uściśnięcie dłoni i krótka rozmowa, ale mimo tego lubię po tych spotkaniach wyciągać wnioski.

Żyjemy w czasach idealnej kreacji wizerunku, nie tylko w świecie showbiznesu, ale też codziennego „normalnego” życia. Ciężko czasami się połapać co jest kreacją, co maską, a co prawdą.  Podczas wielu spotkań doświadczam tego. To trochę tak jak na pierwszej randce, gdzie staramy się pokazać z jak najlepszej strony. Ekskluzywne mieszkanie kolegi, które ma udawać nasz apartament, droga fura wynajęta na kilka godzin, nowy Iphone który możemy położyć na stole podczas pierwszego spotkania. Kto nie lubi poszpanować niech pierwszy rzuci kamieniem.

Od 2 lat staram się zburzyć w sobie potrzebę takiego zachowania. Zapytacie czy to dobrze? Sam sobie zadawałem to pytanie. Odpowiem Wam z perspektywy dwóch lat doświadczeń - to wiele ułatwia. Gra pozorów po jakimś czasie staję się tak realna, że sami w nią wierzymy. Aby nie żyć w kłamstwie, należy zrozumieć tę grę pozorów. Musimy najpierw spojrzeć na siebie z odpowiedniego dystansu. Przypomnieć sobie każdą sytuację, w której tylko w połowie byliśmy sobą. Gdy zależało nam na tym, aby kogoś zdobyć lub zrobić z kimś interes czy cokolwiek uzyskać. Zobaczcie ile w tym wszystkim presji, stresu by wszystko było uszyte na miarę.

Na swoim przykładzie, zauważyłem, że jestem w stanie zmienić ton głosu, styl gestykulacji nawet zachowania podczas pierwszego spotkania z kimś, przy kim nie czuję się pewny gruntu. Postanowiłem to zmienić i poeksperymentować🔬😏.  Często kiedy kogoś poznawałem starałem się dorównać do jego poziomu (zniżyć, a czasem nawet przebić). Dzisiaj staram się być sobą. Kiedy myślę, że ktoś się myli, jasno to komunikuje i chętnie wchodzę w dyskusję argumentując swoje zdanie. Nie chcę zgadzać się z czymś co z góry zakładam, że jest błędne. Przez takie podejście popełniłem masę błędów w życiu. Dzisiaj uważam, że ukrywanie tego przed sobą samym jest najgłupszą rzeczą jaką możemy zrobić. Bo jeśli nie poznamy prawdy o sobie, nie przyznamy się do tego, że coś poszło nie tak, nigdy nie będziemy mogli wyciągnąć wniosków i czegoś nowego się nauczyć. Świadomość tych błędów, poznanie ich podstaw, autokrytyka i analiza swoich zachować poszerza nasze postrzeganie świata i jednocześnie staję się naszym DOŚWIADCZENIEM. Popełniony błąd lub nieudany eksperyment nie jest doświadczeniem, dopóki nie mamy jego świadomości(!) i nie wyciągniemy wniosków. Jeśli spychamy to na drugi plan lub zapominamy o tym co poszło nie tak, nigdy nie nauczymy się niczego...

Dzisiaj nawet na pierwszym spotkaniu zapytany o swoje doświadczenie w danej sprawie lubię dzielić się wnioskami opartymi na popełnionych błędach i nie uważam, że muszę je ukrywać by nie wyjść na głupka. Ta szczerość procentuje i powoduje, że siłą rzeczy łatwiej nam nawiązać relację opartą na prawdzie a nie iluzji🔮 siebie samego, w którą po jakimś czasie sami uwierzymy.

Przeczytałem dużo książek motywacyjnych, w których porusza się temat tworzenia idealnej gry pozorów. Mówienia w określony sposób, gestykulacji i innych rzeczy podprogowo wpływających na świadomość naszego partnera w dyskusji. Mało tego widziałem milion poradników, które mówią jaki jest idealny strój czy zapach. Znalazły się nawet takie książki gdzieś ktoś polecał używanie feromonów😅. Żeby nie wypaść z obiegu musimy tworzyć idealny scenariusz w Teatrze zwanym "Moje Życie". Napiszę teraz coś kontrowersyjnego, za co pewnie całe morze idealnych strategów mnie skrytykuje. To wszystko fikcja. Pomyślcie szerzej. Skoro większość ludzi np. w biznesie, przechodzi te same szkolenia, czyta te same książki, stosuje ten sam schemat, to jaki ma to sens. Odkąd mocno przeanalizowałem swoje zachowania i postanowiłem je zmieniać (w bardzo naturalnym dla mojej głowy trybie😜) zauważyłem, że nie ulegam tego rodzaju grze pozorów. Nie interesuje mnie kto czym przyjechał, jaki ma zegarek, w co jest ubrany. Interesuje mnie to co mówi i co ma mi do przekazania. To tak jakbym zyskał 6 zmysł i wchodząc do sklepu ze słodyczami, widząc opakowanie na półce, wiedział co jest w środku i z góry miał świadomość czy będzie mi smakowało czy nie. To wielkie uproszczenie i zdaje sobie z tego sprawę, ale odporność na manipulację wzrasta wraz z opadaniem potrzeby manipulacji. Łatwiej mi oszacować czy dane informację są prawdziwe czy też sztucznie wygenerowane i podkręcone na potrzeby autoprezentacji.


Autokrytyka, bez presji i złych emocji


Teraz coś o sobie.
Wiele lat i ja uległem magii iluzji tworzenia swojej osobowości na zewnątrz. Nie powiem, że kłamałem ale często mocno dopisywałem nowe fakty do prawdziwych wydarzeń. Zaczęło mi to w pewnym momencie przeszkadzać, ponieważ potem chciałem sztucznie sprostać temu co przedstawiłem komuś. Wpadałem w jakąś dziwną pętle gdzie sam na sobie wymuszałem proces poświadczenia czynami słów, które zadeklarowałem. No czyste szaleństwo. Zdałem sobie sprawę jak bardzo jest to chaotyczne, niedbałe i nierozsądne. Mały przykład, totalnie wymyślonej sytuacji. Jeśli powiemy komuś „w zeszłym miesiącu wziąłem udział w biegu długodystansowym i udało mi się ukończyć trasę 15 km”, nie mówiąc o tym że cała trasa miała 30 km - jesteśmy tylko w połowie uczciwi przez co pokazujemy się kimś lepszym niż jesteśmy. Dlaczego? Bo sugerujemy, że rozpoczęliśmy na linii startu i ukończyliśmy na linii mety, a jak się okazuje, ta meta była dużo dalej.

Autokrytyka nie jest procesem bolesnym, a przyznawanie się do własnych błędów, przed sobą, nie jest niczym co umniejsza nam w naszych własnych oczach... dopóki nie traktujemy tego jak niewybaczalny problem. Ludzie nie mają problemu jeśli Wy go nie macie. Jeśli podejdziecie z dystansem do siebie, to nawet jeśli ktoś będzie chciał Was skrytykować, usłyszy od Was wiem o tym, przemyślałem to. Temat się zakończy, bo po co pouczać nauczyciela? 😎 Nie bójcie się krytykować siebie i siebie chwalić! To podstawa do tego aby nie ulegać manipulacji i nie mieć zapędów do upiększania rzeczywistości. Mówcie jak jest i jak chcecie żeby było. Podpierajcie się własnym doświadczeniem. Wtedy rozsądni ludzie szybciej uwierzą, że warto Wam zaufać i pomóc w tej drodze. Czasu mamy wystarczająco dużo, aby wprowadzić zmiany, a jedyne na co nie mamy czasu to na marnowanie kolejnych cennych dni, miesięcy i lat na budowanie fikcji, opartej jedynie na wyobrażeniu samego siebie, a nie na twardych faktach i argumentach.

Lubię porównywać różne aktywności życiowe do sportu i zrobię to również tym razem.
Dobry Trener i dobry Zawodnik to taki, który po przegranej walce nie ucieka przed odpowiedzialnością za porażkę tylko bierze ją na przysłowiową klatę. Zdaje sobie sprawę z tego, że porażka, tak jak błędy popełnione w walce, są integralną częścią tej pracy. Jeśli Trener po każdej porażce będzie mówił „jesteś doskonały perfekcyjny to wszyscy cię oszukali i to ich wina”, niczego nie zmieni w okresie przygotowań. Jeśli Zawodnik uzna, że tego dnia znowu wszystko było przeciwko niemu, dlatego przegrał, nigdy nie zrozumie gdzie popełnia błąd🏆

Autokrytyka samego siebie jest podstawą, musimy czytać grę taką jaka jest, a nie taką jaką całe życie myśleliśmy, że będzie. Kiedy się rodzimy też nie wiemy o tym, że stawiając pierwszy krok możemy się przewrócić i rozbić głowę. Czy kiedy się wywrócimy zwalamy winę na to, że ktoś nie sprzątnął zabawki, o którą się przewróciliśmy? Lepiej zrozumieć zdarzenie i następnym razem patrzeć pod nogi. Teraz ktoś zostawił zabawkę, w przyszłości może podłoży kłodę.
Kiedyś przeczytałem słowa jednego z trenerów boksu, które zainspirowały mnie do przemyśleń w tym temacie. Nie będę cytował ich dokładnie tylko przekaże Wam sens. Jeśli mój zawodnik ma predyspozycje do bycia mistrzem świata, musi też zdawać sobie sprawę z tego, że może upaść, a to czy wstanie nie zależy ode mnie. Gdy upadnie podam mu dłoń, ale sam również musi chcieć ją złapać i wstać. Nie można wychować mistrza świata chroniąc go całe życie przed upadkiem i łapiąc tuż nad ziemią żeby się nie potłukł. Jeśli naprawdę ma charakter wstanie po każdym upadku, zrozumie dlaczego upadł.


Do dzieła moi drodzy💪 Autokrytyka, jeśli jest konstruktywna i z ciut przymróżeniem oka, zawsze jest właściwą drogą do budowania własnego doświadczenia. Tego nie da się kupić za żadne pieniądze💸 Teatr iluzji zostawmy ludziom, którzy nie mają wystarczająco dużo do powiedzenia o sobie, swoim życiu, pracy czy pasji, by zainteresować Nas swoim prawdziwym JA. 

Wszystkiego dobrego💕 wierze w Was, wierze w siebie i trzymam za nas kciuki.


wtorek, października 31, 2017

Kochaj i bądź kochany

Kochaj i bądź kochany
Dzisiaj temat, który dotyczy Nas wszystkich jako ludzi. Zaparz sobie dobrej herbaty, najlepiej z pomarańczą i imbirem, i poświęć chwilę czasu na lekturę🍂


Jesień za oknem, robi się coraz wietrzniej, zimniej i ciemniej. Dla wielu osób to czas, który nazywają depresyjnym. Ja wole używać słowa refleksyjny
Ostatnio spędzam mnóstwo czasu na udoskonalaniu siebie, zrozumieniu pewnych mechanizmów rządzących światem emocji. Wszystko jest dualne, dobro - zło, ogień - lód, miłość - nienawiść i nic tego nie zmieni. Zauważyłem, że często tak prosty temat przepada w natłoku informacji, a żeby powiedzieć dosadniej, DEZINFORMACJI.

♫ odpal i przeczytaj: https://www.youtube.com/watch?v=GZSsOEqgm0c


Otaczamy się dobrami materialnymi, znajomościami, zadaniami zawodowymi - czy też tymi związanymi z edukacją, śledzimy codziennie życie setek ludzi, którzy pokazują nam jak żyją. Czytamy nagłówki, a nie artykuły. Czytamy slogany reklamowe, a nie sprawdzamy etykiety. Zaśmiecamy nasz umysł tysiącami zbędnych informacji. Wszystko po to aby intensywnie wykorzystać czas, który jest nam dany na Ziemi. A tak naprawdę człowiek jako Istnienie ma tylko kilka podstawowych potrzeb. Jedną z nich jest miłość lub inaczej brak samotności. Przyjaźń zmniejsza tę lukę, ale nic nie wypełnia samotności tak jak prawdziwa i szczera miłość. Tysiące poetów, muzyków, malarzy, twórców, ale też psychologów i innych specjalistów, od lat szuka odpowiedzi na pytanie czym jest miłość?. Czy te poszukiwania coś zmieniły i dziś potrafimy zdefiniować to uczucie? Nie sądzę. Ale wiem na pewno, że nie powinniśmy wrzucać miłości do koszyka z tym co rozpoznane, przeanalizowane i wyliczone.

Wyrzuć do śmietnika recepty na idealną miłość, poradniki dotyczące poszukiwania miłości, nie wspominając o tych dotyczących podrywu 😉 Przenieś się na drugą stronę swojej świadomości, odrzuć od siebie na moment, przy tym poście i herbacie, wszystko co słyszałeś, każdy obraz który bombardował Twoje oczy z Instagrama pod hasztagiem #purelove.
Zanurz się w swoją podświadomość i zapytaj siebie czym dla Ciebie jest miłość. Postaraj się nie utożsamiać jej z żadnym filmem, z żadnym wydarzeniem, nie nazywaj jej słowami, które znasz, zwyczajnie postaraj się ją poczuć w sobie.

Nasz mózg to najbardziej doskonały procesor jaki istnieje, ale nasze serce i sfera emocji nie zna algorytmów. To co świadome zapisujesz na twardym dysku swojego mózgu. To co czujesz bez analizy to Wewnętrzny Głos, który poprowadzi cię w tym temacie do przodu. Każdy z nas chce poczuć to uczucie, które rozrywa od środka, otula ciepłem w chłodne dni, dodaje wiary, że możemy przenosić góry, nawet jeśli postury raczej jesteśmy wątłej. Mimo to coraz mniej ludzi potrafi być cierpliwym w kwestii oczekiwania lub szukania miłości. Coraz więcej natomiast wchodzi w relacje na zasadzie układu, to mi się opłaci, inni mają gorzej albo w zasadzie ładna i niegłupia dziewczyna no i jeszcze, nawet przystojny i dobry chłopak, nie będzie tak źle. Mówiąc już bez ogródek coraz częściej, widzę pary z rozsądku lub zwyczajnie tkwiące w jakieś dziwnej sferze komfortu, w relacjach matematycznie obliczonych na sukces i powodzenie. Absolutnie daleki jestem od oceny kogokolwiek i uważam, że to każdego prywatna sprawa. Jednak na tym blogu dzielę się tym w jaki sposób prowadzę lub chcę prowadzić swoje życie i jak odczuwam pewne rzeczy. Stąd pozwalam sobie na tego rodzaju refleksję.

Już dawno zrozumiałem, że nie można nikogo zmusić do miłości. Nie można znaleźć recepty na to jak ją pielęgnować. Coś co sprawdza się w moim życiu to przestrzeń w sercu, którą rozumiem i którą zarezerwowałem na to uczucie. Chcę aby ta przestrzeń była niezmąconą, realną i rzeczywistą interpretacją życia i świata, a nie jedynie wyidealizowanym obrazem. Aby taką przestrzeń zbudować dużo rozmawiam ze sobą. To pomaga poczuć spokój w chwilach kiedy wszystko płonie. Pozwala czuć się wygodnie i ciepło, nawet jeśli moje życie zamraża się emocjonalnie. Do tego właśnie Was namawiam. Podejścia do wszystkiego na prostej zasadzie: jeśli z kimś chce tworzyć trudną sztukę miłości, to pamiętam, że (idąc za teorią dualizmu) mogę darzyć kogoś dużą emocją ale mogę również wypełnić swoją przestrzeń w sercu totalnym zmąceniem, czyli tym, co aktualnie tam się znajduje. Mówiąc inaczej. Jeśli Twoja przestrzeń w sercu nie będzie odpowiednio i stabilnie przygotowana, postara się zakleić swoją lukę tym, na co przygotowana będzie. I tu sprawa zaczyna się komplikować. O ile w kwestiach wydarzeń świata rzeczywistego podstawową funkcją jest interpretacja i argumenty, w tej drugiej sferze o naszych działaniach decyduje instynkt i serce, które może wysyłać sprzeczne sygnały. Ale mam na to szybki sposób: zapytaj siebie czym jest dla mnie miłość? Jeśli nazwiesz ją imieniem osoby, którą kochasz to jest bardzo duża szansa, że właśnie stałeś się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Miłość do drugiej osoby i ta, którą ta osoba ci ofiaruje, to najpiękniejszy nośnik inspiracji, przewodnik po wielkim świecie kreatywnych myśli. Jeśli więc wewnętrznie godzisz się tylko z namiastką tego uczucia wiedz, że nigdy nie będziesz BARDZIEJ.

Może wydaje ci się, że wiesz za mało o relacjach. Może wydaje ci się, że Twój przyjaciel, kumpela wie więcej więc lepiej będzie ich się doradzić. Ale bądź pewny, że wiesz już wszystko w momencie kiedy przychodzisz na świat. Nie tłum tego głosu, nie zaśmiecaj go obrazami idealnych związków. Ludzie odnajdują miłość w różnych szerokościach geograficznych, w różnym stadium rozwoju swoich karier zawodowych, z różnym statutem finansowym. Jedni żyjąc, w ocenie innych, w ubóstwie, są szczęśliwi i zainspirowani do zdobywania świata, drudzy żyjąc w sferze doskonałego komfortu finansowego bywają niekochani, łatając swoją przestrzeń w sercu dobrami materialnymi. Nie ma reguł i nigdy ich nie było! Może lepiej zamiast szukać gotowych rozwiązań, zamiast pytać kogokolwiek innego, lepiej zapytać siebie po Drugiej Stronie własnego Ja, czym jest miłość?


Pozwolę sobie, na koniec tego posta, wrzucić Wam cytat z filmu, który uwielbiam i do którego wracam raz w roku co najmniej od 15 lat.

♫ przed przeczytaniem odpal sobie nutę: https://www.youtube.com/watch?v=o9y28uMEKlM


„Zastanawiałem się nad tym, co wtedy mówiłeś. O moim obrazku. Przez pół nocy o tym myślałem. Wreszcie coś pojąłem. Zapadłem w długi, spokojny sen. Przestałem się nad tym zastanawiać. Wiesz, co zrozumiałem? Po prostu dzieciak z ciebie. Nie wiesz, o czym mówisz. Nie byłeś nigdy poza Bostonem? Zapytany o sztukę, przytoczysz każdą napisaną na ten temat książkę. Michał Anioł. Dużo o nim wiesz: dzieło życia, poglądy polityczne, relacje z papieżem, orientacja seksualna. Ale nie możesz mi opisać zapachu Kaplicy Sykstyńskiej. Nigdy nie stałeś tam i nie patrzyłeś na to piękne sklepienie. Nie widziałeś go. Gdybym cię spytał o kobiety, prawdopodobnie podałbyś mi całą listę upodobań. Może nawet parę razy kogoś przeleciałeś. Ale nie opowiesz mi, jak to jest budzić się obok kobiety i czuć się naprawdę szczęśliwym. Twardziel z ciebie. Jeśli spytam cię o wojnę, zacytujesz mi Shakespeare’a: „Znów bitwa przed nami, przyjaciele moi.” Ale nigdy nie byłeś na wojnie. Twój najlepszy kumpel nie umierał na twoich kolanach, prosząc cię o pomoc. Zapytany o miłość, zacytujesz sonet. Ale nigdy, patrząc na kobietę, nie czułeś się kompletnie bezbronny, ale równocześnie nieskończenie szczęśliwy. Jakby Bóg właśnie dla ciebie zesłał anioła, który potrafi uratować cię przed całym złem. I nie wiesz, jak to jest być jej aniołem… Kochać ją, być dla niej zawsze, w każdej chwili, gdy umiera na raka. Nie wiesz, jak to jest spędzić dwa miesiące przy szpitalnym łóżku, trzymając jej rękę i kiedy lekarze widzą w twoim spojrzeniu, że ciebie godziny odwiedzin nie dotyczą. Nic nie wiesz o prawdziwej stracie, bo to się zdarza tylko, jeśli kochasz kogoś bardziej niż samego siebie. Wątpię, że pozwoliłeś sobie kogoś tak kochać. Patrzę na ciebie i nie widzę inteligentnego, pewnego siebie mężczyzny. Widzę zarozumiałego, przerażonego chłopca. Ale jesteś geniuszem, Will. Nikt nie zaprzeczy. Prawdopodobnie nikt nie pojmie twojej głębi. Jednak uważasz, że wiesz o mnie wszystko, bo widziałeś mój obrazek. Jesteś sierotą, prawda? Myślisz, że ja od razu wiem, jak trudne było twoje życie, jak się czujesz, kim jesteś, bo przeczytałem Oliviera Twista? Wystarczająco cię to określa? Gówno mnie to obchodzi, ponieważ nie dajesz mi niczego, czego nie mógłbym znaleźć w jakiejś pieprzonej książce. Chyba, że pogadamy o tobie. Kim jesteś. To mnie fascynuje. Tego chcę. Ale ty tego nie chcesz, prawda? Przeraża cię to, co mógłbyś powiedzieć. Twój ruch, wodzu.”




Trzymajcie się kochani i dobrej podróży na drugą stronę własnego Ja. Wystarczy zamknąć oczy i wyczyścić głowę ze zbędnych informacji, stresogennych wydarzeń i zadań.
Powodzenia✊



poniedziałek, października 09, 2017

TĘSKNIE, więc jestem

TĘSKNIE, więc jestem

Kiedyś, rozmawiając ze swoimi przyjaciółmi, pod trzepakiem za domem, snuliśmy wielkie plany. Analizowaliśmy świat z perspektywy 10-cio latków. Wszystko wydawało się proste i klarowne. On będzie piłkarzem i poślubi Karolinę z 2c, kolejny z kumpli będzie prowadził firmę, kumpela zostanie znaną modelką, a jeszcze inna zamieszka w Paryżu żeby malować obrazy.



W liceum te rozmowy były już inne. Niby nadal wszystko było klarowne, ale już nie takie proste. Do głosu zaczęły dochodzić wątpliwości, okres buntu przeciwko wszystkiemu co Nas otacza. Wiele razy zamiast na lekcję chodziliśmy pod zamek, posiedzieć i pogadać. Zmieniało się tak wiele dookoła Nas, a w środku tak niewiele chciało się zmienić.
Uczyłem się dobrze, podobnie jak mój najlepszy kumpel, ale mimo to postanowiliśmy, że może nie będziemy zdawać matury bo w zasadzie po co?
Ten, który miał być piłkarzem zakuwał matematykę, a potem gęsto tłumaczył się ojcu z TRÓJKI, którą przyniósł z klasówki. Dziewczyna z blond włosami, która miała malować obrazy w Paryżu, więcej czasu spędzała na ławce przed blokiem z kolegami ze starszych klas popijając specyfiki, a kumpel od firmy... no właśnie, co się z nim stało? Nawet już nie pamiętam.

Poruszaliśmy te same tematy ale patrzyliśmy na sprawy już trochę inaczej.
Jesień, zima, za oknem ziąb, ale to nie była przeszkoda by przesiadywać i zamarzać na dworze tylko po to, by wymieniać się myślami. Jak dzisiaj pamiętam, kiedy postanowiłem wracać na piechotę do domu z Liceum, ze słuchawkami na uszach. Słuchając Korna, przemierzałem zamarznięte ulice. Do głowy przyszła myśl, co będzie za 10 lat. Ktoś powie, że to dziwna myśl jak na 16 latka. Dla mnie też była dziwna i przerażająca. Zrozumiałem, że jedyne co mogę sam w tym temacie powiedzieć to „nie wiem co będzie”. Pokonywałem kolejne metry i coraz bardziej czułem niepokój, o to co może się wydarzyć. Gdzieś w środku poczułem, że z tym pytaniem zawsze będę sam. Nie ważne ile słów zostanie wypowiedzianych, niezależnie ile osób będzie obok mnie, na to pytanie nikt mi nie odpowie.
Tak bardzo chciałem znaleźć sposób by móc kontrolować swoją przyszłość…
Nim się obejrzałem byłem już pod domem, ale coś jednak mówiło mi idź dalej jeszcze nie kończ tej „przygody”. Ruszyłem więc przed siebie, w zasadzie bez celu. Dotarłem do swojej szkoły podstawowej i usiadłem na ławce, odgarniając z niej wcześniej śnieg. Patrzyłem wryty w jeden punkt i pomyślałem, że ze mną może być tak jak z tą ławką. Coś przykryje moje marzenia, grubą warstwą puchu, a zamiast kolegi obok usiądzie już jego cień. Pytanie czy kiedyś będę potrafił odgarnąć to o czym zapomniałem?❄
Mając 16 lat zrozumiałem, że niezależnie od wszystkiego muszę iść, bo RUCH TO ŻYCIE. Jeśli mam usiąść to tylko na chwilę i po to by odpocząć i zresetować swoje myśli. Niebezpieczeństwo polega na tym, że moment "refleksji na ławce" może trwać za długo i już nigdy nie będę chciał z niej wstać.

Wstałem więc.
Wróciłem nareszcie do domu, a o swoich wnioskach powiedziałem mamie. Patrzyła na mnie dłużysz czas, a potem zapytała "czy wszystko jest ok"? Powiedziałem, że nic nie jest ok. Poszedłem do pokoju. Włączyłem muzykę i siedziałem myśląc co mogę zrobić by nie zapomnieć nigdy o tym czego pragnę.

Dzisiaj z perspektywy lat „Tęsknie…” za tamtą chwilą i często za tymi rozmowami, w których każdy dzielił się tym co myśli gdzieś w głębi.
Dzisiaj jest już inaczej. Zmieniło się wszystko dookoła mnie, żyje w innym mieście. Od tamtego dnia przeżyłem milion ciężkich i pięknych chwil. Jednak w ostatnim czasie znowu zacząłem zadawać sobie to samo pytanie, co będzie za 10 lat. Nadal patrzę tymi samymi oczami na świat, na przyszłość na ludzi, z jedną tylko małą, ale jak wielką różnicą. Różnica polega na sumie doświadczeń, szybszej analizie i perspektywie uciekającego czasu. Ostatnio powiedziałem sobie sam „Tęsknie więc jestem…”. No właśnie! Dopóki tęsknie za czymś, za wizją, za myślami to znaczy, że żyje, a moje życie ma szanse być takie, jak pragnę. Z tej tęsknoty robię użytek na co dzień. Inspiruje się każdym jej fragmentem. Wiem, że przyjdzie dzień, w którym otwierając oczy będę tęsknić za każdą godziną życia, której jeszcze nie znam.
Mimo, że mój kumpel nie został piłkarzem, to jest szczęśliwy, a przynajmniej tak mówi - chociaż Karolina z 2c wyszła za kogoś innego. Koleżanka zamiast malować obrazy, pracuje w firmie farmaceutycznej... A ja nadal mogę być tym kim zawsze chciałem być!



Otworzyłem dzisiaj rano oczy i pomyślałem - cholera mam 35 lat, a dalej pierwsze co robię jak wstaje, to słyszę w głowię dźwięki i zastanawiam się czego posłuchać na dobry początek dnia. Każda melodia, którą tak dobrze znam, przypomina mi jakąś chwilę. Każda melodia, której jeszcze nie znam staję się zapisem właśnie tej chwili, kiedy ją usłyszałem. Moje życie, zaskakuje mnie codziennie i dzisiaj już nie chcę kontrolować swojej przyszłości. Dlaczego? Bo wiem doskonale, że dopóki „tęsknie za czymś”, chcę być ruchem, chcę szukać i delektować się życiem, wszystko będzie dobrze. Nic innego się nie liczy. Ludzie przychodzą i odchodzą, a dla mnie najważniejsze jest aby pozostali szczęśliwi. Moim szczęściem jest moja podróż. Kontemplowanie każdego dnia, interpretowanie go przez pryzmat nie tylko zdarzeń, ale dźwięków, słów, obrazu, filmów i zdjęć.
Życzę Wam takiej inspirującej tęsknoty za czymś co nieodgadnione. Za czymś co sprawia, że macie dreszcz na plecach kiedy zaczniecie o tym myśleć i za każdą emocją której dzisiaj nie ma, a kiedy ją zdobędziecie będziecie za nią tęsknić codziennie. To inspiruje do życia, poszukiwania, a co najważniejsze do tego, by nigdy nie rezygnować z tego, co daje Wam prawdziwą radość.

Dobrego dnia wszystkim trzymajcie się, a jak macie chwilę włączcie ulubioną muzykę i idźcie „we dwoje” na spacer, może przyjdzie Wam do głowy coś, co zmieni Wasze życie.



Zostawiam Wam kilka zdjęć i filmów z wydarzenia, w którym wziąłem ostatnio udział. Urodziny KLUBU 30 w Lublinie. Miałem przyjemność wystąpić po braciach Cugowskich, niesamowicie się cieszę, że mogłem grać obok tak świetnych muzyków.


Copyright © 2016 Xmysli , Blogger