środa, listopada 08, 2017

Ja ofiara, Ty mój HEJTER.

Ja ofiara, Ty mój HEJTER.


Za poruszenie tego tematu zabierałem się bardzo długo. Mam jakieś dziwne wrażenie, że to jeden z najbardziej osobistych tematów o jakich napiszę na tym blogu.

Jak dobrze wiecie uwielbiam obserwować ludzi i świat 👀. W ostatnim czasie dużo pracuje i spotykam masę różnych osób. Łączy nas często tylko uściśnięcie dłoni i krótka rozmowa, ale mimo tego lubię po tych spotkaniach wyciągać wnioski.

Żyjemy w czasach idealnej kreacji wizerunku, nie tylko w świecie showbiznesu, ale też codziennego „normalnego” życia. Ciężko czasami się połapać co jest kreacją, co maską, a co prawdą.  Podczas wielu spotkań doświadczam tego. To trochę tak jak na pierwszej randce, gdzie staramy się pokazać z jak najlepszej strony. Ekskluzywne mieszkanie kolegi, które ma udawać nasz apartament, droga fura wynajęta na kilka godzin, nowy Iphone który możemy położyć na stole podczas pierwszego spotkania. Kto nie lubi poszpanować niech pierwszy rzuci kamieniem.

Od 2 lat staram się zburzyć w sobie potrzebę takiego zachowania. Zapytacie czy to dobrze? Sam sobie zadawałem to pytanie. Odpowiem Wam z perspektywy dwóch lat doświadczeń - to wiele ułatwia. Gra pozorów po jakimś czasie staję się tak realna, że sami w nią wierzymy. Aby nie żyć w kłamstwie, należy zrozumieć tę grę pozorów. Musimy najpierw spojrzeć na siebie z odpowiedniego dystansu. Przypomnieć sobie każdą sytuację, w której tylko w połowie byliśmy sobą. Gdy zależało nam na tym, aby kogoś zdobyć lub zrobić z kimś interes czy cokolwiek uzyskać. Zobaczcie ile w tym wszystkim presji, stresu by wszystko było uszyte na miarę.

Na swoim przykładzie, zauważyłem, że jestem w stanie zmienić ton głosu, styl gestykulacji nawet zachowania podczas pierwszego spotkania z kimś, przy kim nie czuję się pewny gruntu. Postanowiłem to zmienić i poeksperymentować🔬😏.  Często kiedy kogoś poznawałem starałem się dorównać do jego poziomu (zniżyć, a czasem nawet przebić). Dzisiaj staram się być sobą. Kiedy myślę, że ktoś się myli, jasno to komunikuje i chętnie wchodzę w dyskusję argumentując swoje zdanie. Nie chcę zgadzać się z czymś co z góry zakładam, że jest błędne. Przez takie podejście popełniłem masę błędów w życiu. Dzisiaj uważam, że ukrywanie tego przed sobą samym jest najgłupszą rzeczą jaką możemy zrobić. Bo jeśli nie poznamy prawdy o sobie, nie przyznamy się do tego, że coś poszło nie tak, nigdy nie będziemy mogli wyciągnąć wniosków i czegoś nowego się nauczyć. Świadomość tych błędów, poznanie ich podstaw, autokrytyka i analiza swoich zachować poszerza nasze postrzeganie świata i jednocześnie staję się naszym DOŚWIADCZENIEM. Popełniony błąd lub nieudany eksperyment nie jest doświadczeniem, dopóki nie mamy jego świadomości(!) i nie wyciągniemy wniosków. Jeśli spychamy to na drugi plan lub zapominamy o tym co poszło nie tak, nigdy nie nauczymy się niczego...

Dzisiaj nawet na pierwszym spotkaniu zapytany o swoje doświadczenie w danej sprawie lubię dzielić się wnioskami opartymi na popełnionych błędach i nie uważam, że muszę je ukrywać by nie wyjść na głupka. Ta szczerość procentuje i powoduje, że siłą rzeczy łatwiej nam nawiązać relację opartą na prawdzie a nie iluzji🔮 siebie samego, w którą po jakimś czasie sami uwierzymy.

Przeczytałem dużo książek motywacyjnych, w których porusza się temat tworzenia idealnej gry pozorów. Mówienia w określony sposób, gestykulacji i innych rzeczy podprogowo wpływających na świadomość naszego partnera w dyskusji. Mało tego widziałem milion poradników, które mówią jaki jest idealny strój czy zapach. Znalazły się nawet takie książki gdzieś ktoś polecał używanie feromonów😅. Żeby nie wypaść z obiegu musimy tworzyć idealny scenariusz w Teatrze zwanym "Moje Życie". Napiszę teraz coś kontrowersyjnego, za co pewnie całe morze idealnych strategów mnie skrytykuje. To wszystko fikcja. Pomyślcie szerzej. Skoro większość ludzi np. w biznesie, przechodzi te same szkolenia, czyta te same książki, stosuje ten sam schemat, to jaki ma to sens. Odkąd mocno przeanalizowałem swoje zachowania i postanowiłem je zmieniać (w bardzo naturalnym dla mojej głowy trybie😜) zauważyłem, że nie ulegam tego rodzaju grze pozorów. Nie interesuje mnie kto czym przyjechał, jaki ma zegarek, w co jest ubrany. Interesuje mnie to co mówi i co ma mi do przekazania. To tak jakbym zyskał 6 zmysł i wchodząc do sklepu ze słodyczami, widząc opakowanie na półce, wiedział co jest w środku i z góry miał świadomość czy będzie mi smakowało czy nie. To wielkie uproszczenie i zdaje sobie z tego sprawę, ale odporność na manipulację wzrasta wraz z opadaniem potrzeby manipulacji. Łatwiej mi oszacować czy dane informację są prawdziwe czy też sztucznie wygenerowane i podkręcone na potrzeby autoprezentacji.


Autokrytyka, bez presji i złych emocji


Teraz coś o sobie.
Wiele lat i ja uległem magii iluzji tworzenia swojej osobowości na zewnątrz. Nie powiem, że kłamałem ale często mocno dopisywałem nowe fakty do prawdziwych wydarzeń. Zaczęło mi to w pewnym momencie przeszkadzać, ponieważ potem chciałem sztucznie sprostać temu co przedstawiłem komuś. Wpadałem w jakąś dziwną pętle gdzie sam na sobie wymuszałem proces poświadczenia czynami słów, które zadeklarowałem. No czyste szaleństwo. Zdałem sobie sprawę jak bardzo jest to chaotyczne, niedbałe i nierozsądne. Mały przykład, totalnie wymyślonej sytuacji. Jeśli powiemy komuś „w zeszłym miesiącu wziąłem udział w biegu długodystansowym i udało mi się ukończyć trasę 15 km”, nie mówiąc o tym że cała trasa miała 30 km - jesteśmy tylko w połowie uczciwi przez co pokazujemy się kimś lepszym niż jesteśmy. Dlaczego? Bo sugerujemy, że rozpoczęliśmy na linii startu i ukończyliśmy na linii mety, a jak się okazuje, ta meta była dużo dalej.

Autokrytyka nie jest procesem bolesnym, a przyznawanie się do własnych błędów, przed sobą, nie jest niczym co umniejsza nam w naszych własnych oczach... dopóki nie traktujemy tego jak niewybaczalny problem. Ludzie nie mają problemu jeśli Wy go nie macie. Jeśli podejdziecie z dystansem do siebie, to nawet jeśli ktoś będzie chciał Was skrytykować, usłyszy od Was wiem o tym, przemyślałem to. Temat się zakończy, bo po co pouczać nauczyciela? 😎 Nie bójcie się krytykować siebie i siebie chwalić! To podstawa do tego aby nie ulegać manipulacji i nie mieć zapędów do upiększania rzeczywistości. Mówcie jak jest i jak chcecie żeby było. Podpierajcie się własnym doświadczeniem. Wtedy rozsądni ludzie szybciej uwierzą, że warto Wam zaufać i pomóc w tej drodze. Czasu mamy wystarczająco dużo, aby wprowadzić zmiany, a jedyne na co nie mamy czasu to na marnowanie kolejnych cennych dni, miesięcy i lat na budowanie fikcji, opartej jedynie na wyobrażeniu samego siebie, a nie na twardych faktach i argumentach.

Lubię porównywać różne aktywności życiowe do sportu i zrobię to również tym razem.
Dobry Trener i dobry Zawodnik to taki, który po przegranej walce nie ucieka przed odpowiedzialnością za porażkę tylko bierze ją na przysłowiową klatę. Zdaje sobie sprawę z tego, że porażka, tak jak błędy popełnione w walce, są integralną częścią tej pracy. Jeśli Trener po każdej porażce będzie mówił „jesteś doskonały perfekcyjny to wszyscy cię oszukali i to ich wina”, niczego nie zmieni w okresie przygotowań. Jeśli Zawodnik uzna, że tego dnia znowu wszystko było przeciwko niemu, dlatego przegrał, nigdy nie zrozumie gdzie popełnia błąd🏆

Autokrytyka samego siebie jest podstawą, musimy czytać grę taką jaka jest, a nie taką jaką całe życie myśleliśmy, że będzie. Kiedy się rodzimy też nie wiemy o tym, że stawiając pierwszy krok możemy się przewrócić i rozbić głowę. Czy kiedy się wywrócimy zwalamy winę na to, że ktoś nie sprzątnął zabawki, o którą się przewróciliśmy? Lepiej zrozumieć zdarzenie i następnym razem patrzeć pod nogi. Teraz ktoś zostawił zabawkę, w przyszłości może podłoży kłodę.
Kiedyś przeczytałem słowa jednego z trenerów boksu, które zainspirowały mnie do przemyśleń w tym temacie. Nie będę cytował ich dokładnie tylko przekaże Wam sens. Jeśli mój zawodnik ma predyspozycje do bycia mistrzem świata, musi też zdawać sobie sprawę z tego, że może upaść, a to czy wstanie nie zależy ode mnie. Gdy upadnie podam mu dłoń, ale sam również musi chcieć ją złapać i wstać. Nie można wychować mistrza świata chroniąc go całe życie przed upadkiem i łapiąc tuż nad ziemią żeby się nie potłukł. Jeśli naprawdę ma charakter wstanie po każdym upadku, zrozumie dlaczego upadł.


Do dzieła moi drodzy💪 Autokrytyka, jeśli jest konstruktywna i z ciut przymróżeniem oka, zawsze jest właściwą drogą do budowania własnego doświadczenia. Tego nie da się kupić za żadne pieniądze💸 Teatr iluzji zostawmy ludziom, którzy nie mają wystarczająco dużo do powiedzenia o sobie, swoim życiu, pracy czy pasji, by zainteresować Nas swoim prawdziwym JA. 

Wszystkiego dobrego💕 wierze w Was, wierze w siebie i trzymam za nas kciuki.


wtorek, października 31, 2017

Kochaj i bądź kochany

Kochaj i bądź kochany
Dzisiaj temat, który dotyczy Nas wszystkich jako ludzi. Zaparz sobie dobrej herbaty, najlepiej z pomarańczą i imbirem, i poświęć chwilę czasu na lekturę🍂


Jesień za oknem, robi się coraz wietrzniej, zimniej i ciemniej. Dla wielu osób to czas, który nazywają depresyjnym. Ja wole używać słowa refleksyjny
Ostatnio spędzam mnóstwo czasu na udoskonalaniu siebie, zrozumieniu pewnych mechanizmów rządzących światem emocji. Wszystko jest dualne, dobro - zło, ogień - lód, miłość - nienawiść i nic tego nie zmieni. Zauważyłem, że często tak prosty temat przepada w natłoku informacji, a żeby powiedzieć dosadniej, DEZINFORMACJI.

♫ odpal i przeczytaj: https://www.youtube.com/watch?v=GZSsOEqgm0c


Otaczamy się dobrami materialnymi, znajomościami, zadaniami zawodowymi - czy też tymi związanymi z edukacją, śledzimy codziennie życie setek ludzi, którzy pokazują nam jak żyją. Czytamy nagłówki, a nie artykuły. Czytamy slogany reklamowe, a nie sprawdzamy etykiety. Zaśmiecamy nasz umysł tysiącami zbędnych informacji. Wszystko po to aby intensywnie wykorzystać czas, który jest nam dany na Ziemi. A tak naprawdę człowiek jako Istnienie ma tylko kilka podstawowych potrzeb. Jedną z nich jest miłość lub inaczej brak samotności. Przyjaźń zmniejsza tę lukę, ale nic nie wypełnia samotności tak jak prawdziwa i szczera miłość. Tysiące poetów, muzyków, malarzy, twórców, ale też psychologów i innych specjalistów, od lat szuka odpowiedzi na pytanie czym jest miłość?. Czy te poszukiwania coś zmieniły i dziś potrafimy zdefiniować to uczucie? Nie sądzę. Ale wiem na pewno, że nie powinniśmy wrzucać miłości do koszyka z tym co rozpoznane, przeanalizowane i wyliczone.

Wyrzuć do śmietnika recepty na idealną miłość, poradniki dotyczące poszukiwania miłości, nie wspominając o tych dotyczących podrywu 😉 Przenieś się na drugą stronę swojej świadomości, odrzuć od siebie na moment, przy tym poście i herbacie, wszystko co słyszałeś, każdy obraz który bombardował Twoje oczy z Instagrama pod hasztagiem #purelove.
Zanurz się w swoją podświadomość i zapytaj siebie czym dla Ciebie jest miłość. Postaraj się nie utożsamiać jej z żadnym filmem, z żadnym wydarzeniem, nie nazywaj jej słowami, które znasz, zwyczajnie postaraj się ją poczuć w sobie.

Nasz mózg to najbardziej doskonały procesor jaki istnieje, ale nasze serce i sfera emocji nie zna algorytmów. To co świadome zapisujesz na twardym dysku swojego mózgu. To co czujesz bez analizy to Wewnętrzny Głos, który poprowadzi cię w tym temacie do przodu. Każdy z nas chce poczuć to uczucie, które rozrywa od środka, otula ciepłem w chłodne dni, dodaje wiary, że możemy przenosić góry, nawet jeśli postury raczej jesteśmy wątłej. Mimo to coraz mniej ludzi potrafi być cierpliwym w kwestii oczekiwania lub szukania miłości. Coraz więcej natomiast wchodzi w relacje na zasadzie układu, to mi się opłaci, inni mają gorzej albo w zasadzie ładna i niegłupia dziewczyna no i jeszcze, nawet przystojny i dobry chłopak, nie będzie tak źle. Mówiąc już bez ogródek coraz częściej, widzę pary z rozsądku lub zwyczajnie tkwiące w jakieś dziwnej sferze komfortu, w relacjach matematycznie obliczonych na sukces i powodzenie. Absolutnie daleki jestem od oceny kogokolwiek i uważam, że to każdego prywatna sprawa. Jednak na tym blogu dzielę się tym w jaki sposób prowadzę lub chcę prowadzić swoje życie i jak odczuwam pewne rzeczy. Stąd pozwalam sobie na tego rodzaju refleksję.

Już dawno zrozumiałem, że nie można nikogo zmusić do miłości. Nie można znaleźć recepty na to jak ją pielęgnować. Coś co sprawdza się w moim życiu to przestrzeń w sercu, którą rozumiem i którą zarezerwowałem na to uczucie. Chcę aby ta przestrzeń była niezmąconą, realną i rzeczywistą interpretacją życia i świata, a nie jedynie wyidealizowanym obrazem. Aby taką przestrzeń zbudować dużo rozmawiam ze sobą. To pomaga poczuć spokój w chwilach kiedy wszystko płonie. Pozwala czuć się wygodnie i ciepło, nawet jeśli moje życie zamraża się emocjonalnie. Do tego właśnie Was namawiam. Podejścia do wszystkiego na prostej zasadzie: jeśli z kimś chce tworzyć trudną sztukę miłości, to pamiętam, że (idąc za teorią dualizmu) mogę darzyć kogoś dużą emocją ale mogę również wypełnić swoją przestrzeń w sercu totalnym zmąceniem, czyli tym, co aktualnie tam się znajduje. Mówiąc inaczej. Jeśli Twoja przestrzeń w sercu nie będzie odpowiednio i stabilnie przygotowana, postara się zakleić swoją lukę tym, na co przygotowana będzie. I tu sprawa zaczyna się komplikować. O ile w kwestiach wydarzeń świata rzeczywistego podstawową funkcją jest interpretacja i argumenty, w tej drugiej sferze o naszych działaniach decyduje instynkt i serce, które może wysyłać sprzeczne sygnały. Ale mam na to szybki sposób: zapytaj siebie czym jest dla mnie miłość? Jeśli nazwiesz ją imieniem osoby, którą kochasz to jest bardzo duża szansa, że właśnie stałeś się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Miłość do drugiej osoby i ta, którą ta osoba ci ofiaruje, to najpiękniejszy nośnik inspiracji, przewodnik po wielkim świecie kreatywnych myśli. Jeśli więc wewnętrznie godzisz się tylko z namiastką tego uczucia wiedz, że nigdy nie będziesz BARDZIEJ.

Może wydaje ci się, że wiesz za mało o relacjach. Może wydaje ci się, że Twój przyjaciel, kumpela wie więcej więc lepiej będzie ich się doradzić. Ale bądź pewny, że wiesz już wszystko w momencie kiedy przychodzisz na świat. Nie tłum tego głosu, nie zaśmiecaj go obrazami idealnych związków. Ludzie odnajdują miłość w różnych szerokościach geograficznych, w różnym stadium rozwoju swoich karier zawodowych, z różnym statutem finansowym. Jedni żyjąc, w ocenie innych, w ubóstwie, są szczęśliwi i zainspirowani do zdobywania świata, drudzy żyjąc w sferze doskonałego komfortu finansowego bywają niekochani, łatając swoją przestrzeń w sercu dobrami materialnymi. Nie ma reguł i nigdy ich nie było! Może lepiej zamiast szukać gotowych rozwiązań, zamiast pytać kogokolwiek innego, lepiej zapytać siebie po Drugiej Stronie własnego Ja, czym jest miłość?


Pozwolę sobie, na koniec tego posta, wrzucić Wam cytat z filmu, który uwielbiam i do którego wracam raz w roku co najmniej od 15 lat.

♫ przed przeczytaniem odpal sobie nutę: https://www.youtube.com/watch?v=o9y28uMEKlM


„Zastanawiałem się nad tym, co wtedy mówiłeś. O moim obrazku. Przez pół nocy o tym myślałem. Wreszcie coś pojąłem. Zapadłem w długi, spokojny sen. Przestałem się nad tym zastanawiać. Wiesz, co zrozumiałem? Po prostu dzieciak z ciebie. Nie wiesz, o czym mówisz. Nie byłeś nigdy poza Bostonem? Zapytany o sztukę, przytoczysz każdą napisaną na ten temat książkę. Michał Anioł. Dużo o nim wiesz: dzieło życia, poglądy polityczne, relacje z papieżem, orientacja seksualna. Ale nie możesz mi opisać zapachu Kaplicy Sykstyńskiej. Nigdy nie stałeś tam i nie patrzyłeś na to piękne sklepienie. Nie widziałeś go. Gdybym cię spytał o kobiety, prawdopodobnie podałbyś mi całą listę upodobań. Może nawet parę razy kogoś przeleciałeś. Ale nie opowiesz mi, jak to jest budzić się obok kobiety i czuć się naprawdę szczęśliwym. Twardziel z ciebie. Jeśli spytam cię o wojnę, zacytujesz mi Shakespeare’a: „Znów bitwa przed nami, przyjaciele moi.” Ale nigdy nie byłeś na wojnie. Twój najlepszy kumpel nie umierał na twoich kolanach, prosząc cię o pomoc. Zapytany o miłość, zacytujesz sonet. Ale nigdy, patrząc na kobietę, nie czułeś się kompletnie bezbronny, ale równocześnie nieskończenie szczęśliwy. Jakby Bóg właśnie dla ciebie zesłał anioła, który potrafi uratować cię przed całym złem. I nie wiesz, jak to jest być jej aniołem… Kochać ją, być dla niej zawsze, w każdej chwili, gdy umiera na raka. Nie wiesz, jak to jest spędzić dwa miesiące przy szpitalnym łóżku, trzymając jej rękę i kiedy lekarze widzą w twoim spojrzeniu, że ciebie godziny odwiedzin nie dotyczą. Nic nie wiesz o prawdziwej stracie, bo to się zdarza tylko, jeśli kochasz kogoś bardziej niż samego siebie. Wątpię, że pozwoliłeś sobie kogoś tak kochać. Patrzę na ciebie i nie widzę inteligentnego, pewnego siebie mężczyzny. Widzę zarozumiałego, przerażonego chłopca. Ale jesteś geniuszem, Will. Nikt nie zaprzeczy. Prawdopodobnie nikt nie pojmie twojej głębi. Jednak uważasz, że wiesz o mnie wszystko, bo widziałeś mój obrazek. Jesteś sierotą, prawda? Myślisz, że ja od razu wiem, jak trudne było twoje życie, jak się czujesz, kim jesteś, bo przeczytałem Oliviera Twista? Wystarczająco cię to określa? Gówno mnie to obchodzi, ponieważ nie dajesz mi niczego, czego nie mógłbym znaleźć w jakiejś pieprzonej książce. Chyba, że pogadamy o tobie. Kim jesteś. To mnie fascynuje. Tego chcę. Ale ty tego nie chcesz, prawda? Przeraża cię to, co mógłbyś powiedzieć. Twój ruch, wodzu.”




Trzymajcie się kochani i dobrej podróży na drugą stronę własnego Ja. Wystarczy zamknąć oczy i wyczyścić głowę ze zbędnych informacji, stresogennych wydarzeń i zadań.
Powodzenia✊



poniedziałek, października 09, 2017

TĘSKNIE, więc jestem

TĘSKNIE, więc jestem

Kiedyś, rozmawiając ze swoimi przyjaciółmi, pod trzepakiem za domem, snuliśmy wielkie plany. Analizowaliśmy świat z perspektywy 10-cio latków. Wszystko wydawało się proste i klarowne. On będzie piłkarzem i poślubi Karolinę z 2c, kolejny z kumpli będzie prowadził firmę, kumpela zostanie znaną modelką, a jeszcze inna zamieszka w Paryżu żeby malować obrazy.



W liceum te rozmowy były już inne. Niby nadal wszystko było klarowne, ale już nie takie proste. Do głosu zaczęły dochodzić wątpliwości, okres buntu przeciwko wszystkiemu co Nas otacza. Wiele razy zamiast na lekcję chodziliśmy pod zamek, posiedzieć i pogadać. Zmieniało się tak wiele dookoła Nas, a w środku tak niewiele chciało się zmienić.
Uczyłem się dobrze, podobnie jak mój najlepszy kumpel, ale mimo to postanowiliśmy, że może nie będziemy zdawać matury bo w zasadzie po co?
Ten, który miał być piłkarzem zakuwał matematykę, a potem gęsto tłumaczył się ojcu z TRÓJKI, którą przyniósł z klasówki. Dziewczyna z blond włosami, która miała malować obrazy w Paryżu, więcej czasu spędzała na ławce przed blokiem z kolegami ze starszych klas popijając specyfiki, a kumpel od firmy... no właśnie, co się z nim stało? Nawet już nie pamiętam.

Poruszaliśmy te same tematy ale patrzyliśmy na sprawy już trochę inaczej.
Jesień, zima, za oknem ziąb, ale to nie była przeszkoda by przesiadywać i zamarzać na dworze tylko po to, by wymieniać się myślami. Jak dzisiaj pamiętam, kiedy postanowiłem wracać na piechotę do domu z Liceum, ze słuchawkami na uszach. Słuchając Korna, przemierzałem zamarznięte ulice. Do głowy przyszła myśl, co będzie za 10 lat. Ktoś powie, że to dziwna myśl jak na 16 latka. Dla mnie też była dziwna i przerażająca. Zrozumiałem, że jedyne co mogę sam w tym temacie powiedzieć to „nie wiem co będzie”. Pokonywałem kolejne metry i coraz bardziej czułem niepokój, o to co może się wydarzyć. Gdzieś w środku poczułem, że z tym pytaniem zawsze będę sam. Nie ważne ile słów zostanie wypowiedzianych, niezależnie ile osób będzie obok mnie, na to pytanie nikt mi nie odpowie.
Tak bardzo chciałem znaleźć sposób by móc kontrolować swoją przyszłość…
Nim się obejrzałem byłem już pod domem, ale coś jednak mówiło mi idź dalej jeszcze nie kończ tej „przygody”. Ruszyłem więc przed siebie, w zasadzie bez celu. Dotarłem do swojej szkoły podstawowej i usiadłem na ławce, odgarniając z niej wcześniej śnieg. Patrzyłem wryty w jeden punkt i pomyślałem, że ze mną może być tak jak z tą ławką. Coś przykryje moje marzenia, grubą warstwą puchu, a zamiast kolegi obok usiądzie już jego cień. Pytanie czy kiedyś będę potrafił odgarnąć to o czym zapomniałem?❄
Mając 16 lat zrozumiałem, że niezależnie od wszystkiego muszę iść, bo RUCH TO ŻYCIE. Jeśli mam usiąść to tylko na chwilę i po to by odpocząć i zresetować swoje myśli. Niebezpieczeństwo polega na tym, że moment "refleksji na ławce" może trwać za długo i już nigdy nie będę chciał z niej wstać.

Wstałem więc.
Wróciłem nareszcie do domu, a o swoich wnioskach powiedziałem mamie. Patrzyła na mnie dłużysz czas, a potem zapytała "czy wszystko jest ok"? Powiedziałem, że nic nie jest ok. Poszedłem do pokoju. Włączyłem muzykę i siedziałem myśląc co mogę zrobić by nie zapomnieć nigdy o tym czego pragnę.

Dzisiaj z perspektywy lat „Tęsknie…” za tamtą chwilą i często za tymi rozmowami, w których każdy dzielił się tym co myśli gdzieś w głębi.
Dzisiaj jest już inaczej. Zmieniło się wszystko dookoła mnie, żyje w innym mieście. Od tamtego dnia przeżyłem milion ciężkich i pięknych chwil. Jednak w ostatnim czasie znowu zacząłem zadawać sobie to samo pytanie, co będzie za 10 lat. Nadal patrzę tymi samymi oczami na świat, na przyszłość na ludzi, z jedną tylko małą, ale jak wielką różnicą. Różnica polega na sumie doświadczeń, szybszej analizie i perspektywie uciekającego czasu. Ostatnio powiedziałem sobie sam „Tęsknie więc jestem…”. No właśnie! Dopóki tęsknie za czymś, za wizją, za myślami to znaczy, że żyje, a moje życie ma szanse być takie, jak pragnę. Z tej tęsknoty robię użytek na co dzień. Inspiruje się każdym jej fragmentem. Wiem, że przyjdzie dzień, w którym otwierając oczy będę tęsknić za każdą godziną życia, której jeszcze nie znam.
Mimo, że mój kumpel nie został piłkarzem, to jest szczęśliwy, a przynajmniej tak mówi - chociaż Karolina z 2c wyszła za kogoś innego. Koleżanka zamiast malować obrazy, pracuje w firmie farmaceutycznej... A ja nadal mogę być tym kim zawsze chciałem być!



Otworzyłem dzisiaj rano oczy i pomyślałem - cholera mam 35 lat, a dalej pierwsze co robię jak wstaje, to słyszę w głowię dźwięki i zastanawiam się czego posłuchać na dobry początek dnia. Każda melodia, którą tak dobrze znam, przypomina mi jakąś chwilę. Każda melodia, której jeszcze nie znam staję się zapisem właśnie tej chwili, kiedy ją usłyszałem. Moje życie, zaskakuje mnie codziennie i dzisiaj już nie chcę kontrolować swojej przyszłości. Dlaczego? Bo wiem doskonale, że dopóki „tęsknie za czymś”, chcę być ruchem, chcę szukać i delektować się życiem, wszystko będzie dobrze. Nic innego się nie liczy. Ludzie przychodzą i odchodzą, a dla mnie najważniejsze jest aby pozostali szczęśliwi. Moim szczęściem jest moja podróż. Kontemplowanie każdego dnia, interpretowanie go przez pryzmat nie tylko zdarzeń, ale dźwięków, słów, obrazu, filmów i zdjęć.
Życzę Wam takiej inspirującej tęsknoty za czymś co nieodgadnione. Za czymś co sprawia, że macie dreszcz na plecach kiedy zaczniecie o tym myśleć i za każdą emocją której dzisiaj nie ma, a kiedy ją zdobędziecie będziecie za nią tęsknić codziennie. To inspiruje do życia, poszukiwania, a co najważniejsze do tego, by nigdy nie rezygnować z tego, co daje Wam prawdziwą radość.

Dobrego dnia wszystkim trzymajcie się, a jak macie chwilę włączcie ulubioną muzykę i idźcie „we dwoje” na spacer, może przyjdzie Wam do głowy coś, co zmieni Wasze życie.



Zostawiam Wam kilka zdjęć i filmów z wydarzenia, w którym wziąłem ostatnio udział. Urodziny KLUBU 30 w Lublinie. Miałem przyjemność wystąpić po braciach Cugowskich, niesamowicie się cieszę, że mogłem grać obok tak świetnych muzyków.


sobota, września 23, 2017

Co u mnie? muzyka, Justin Bieber, One Republic, Santorini i nowy singiel

Co u mnie? muzyka, Justin Bieber, One Republic, Santorini i nowy singiel


Ostatnio sporo się dzieje. Nie nadążam z pisaniem o tym, ani z wrzucaniem wszystkiego na Instagram. Dlatego postanowiłem, że ten wpis będzie inny niż pozostałe. Postaram się streścić ostatnie miesiące i przedstawić Wam jak prezentować się będą nowości z mojej strony.

W ostatnim czasie, zaśpiewałem piosenkę zespołu Steppenwolf „Born to be wild” specjalnie na potrzeby reklamy piwa Książęce. Jeśli chcecie zobaczyć jak wyszło wbijajcie na: 
Kawałek na tyle dobrze się sprawdził w samej reklamie, że został uznany z jedną z najlepszych wersji coverowych tej piosenki. Dlatego doczeka się Live Session Video. Premiera już niedługo. Nagrywaliśmy obraz w kapitalnym miejscu, z którym związane jest mnóstwo planów. 

Poniżej kilka zdjęć.

W tym samym miejscu nagraliśmy video do specjalnej wersji kawałka „Ogień i Lód” - premiera również całkiem niedługo. Kawałek został nagrany praktycznie od nowa. Aranżacja powstała we współpracy z jednym z najlepszych producentów muzycznych w naszym kraju, a mianowicie z Marcinem Borsem. Możecie go znać z produkcji dla takich artystów jak Hey, Mrozu (ZEW), Monika Brodka (Granda), Luxtorpeda, Nosowska czy Hurt. „Ogień i Lód” nabrał zupełnie nowego wyrazu. Jest organiczny, mocny w muzycznej wymowie, a jednocześnie przenosi moją twórczość w zupełnie nowe rewiry.


W głowach kilku osób urodził się też całkiem niedawno PLAN.

Na samym początku wydawał się mało realny, ale z każdym dniem nabierał kształtu. O czym mówię? Póki co to tajemnica, ale zdradzę Wam kilka wskazówek. Zadaliśmy sobie pytanie a co jeśli by wypuścić przed solowym albumem, coś jeszcze innego w formie cyfrowej. Jak wiecie spędzam dużo czasu na pisaniu piosenek dla innych wykonawców, ale też zwyczajnie na pracy z innymi Songwriterami. Podczas jednej z takich sesji miałem okazje popracować z pewną osobą, z którą "przelot muzyczny" złapałem w przeciągu 2-óch minut. Zrobiliśmy jedną piosenkę, potem drugą w ekspresowym tempie. Musieliśmy zaprezentować je przed 8 osobową ekipą z francuskiego Canal+.
Uznaliśmy, któregoś dnia, że takiej współpracy nie możemy rozmieniać na drobne i musimy nagrać razem więcej. Co śmieszniejsze, to zderzenie dwóch światów, ale jednocześnie totalna jednolitość w podejściu do emocji w muzyce. Dlatego jeśli nic się nie zmieni, poczęstuje Was projektem, duetowym, którego jeszcze w Polsce nie było. Dostaniecie mnóstwo fantastycznej muzyki i będziecie mogli mnie posłuchać w ramach totalnie WOLNEGO projektu. Zapytacie dlaczego napisałem wolnego? Ponieważ będzie to absolutnie niczym nie zmącona wizja, której głównym celem jest muzyka, muzyka i tylko muzyka. Wszystko wskazuje na to, że doczekacie się też kilku materiałów video z tego projektu i to jeszcze w tym roku.


W październiku czeka mnie wielka wyprawa.

To będzie jeden z najważniejszych wyjazdów w moim życiu. Udaje się na Black Rock Camp na Santorini. Jeden z najbardziej prestiżowych i uznanych Songwriting-Camp na świecie. Setki a może i tysiące twórców z całego świata marzy aby znaleźć się w tym miejscu.
Dostałem swoją szansę i mam nadzieje sprostać wyzwaniu💪 Gdzieś pod tym akapitem znajdziecie kilka zdjęć z miejsca gdzie odbędzie się to wydarzenie, jak również załączam Wam klip Justina Bibera ♫Company , który został nagrany podczas tworzenia jego najnowszej płyty właśnie w tym miejscu.




To olbrzymie wyzwanie, konfrontacja z najlepszymi producentami na świecie. Prawie tydzień intensywnej twórczej pracy, a co najważniejsze, olbrzymi krok do przodu w mojej muzycznej karierze. Nie sposób opisać co czuję. Z jednej strony jestem zestresowany, z drugiej naładowany adrenaliną, by dać z siebie wszystko. Oczywiście będziecie tam ze mną, bo mam zamiar zrobić z tego wydarzenia dużą relację. Zabieram ze sobą GoPro📹 i wrzucę zmontowany materiał w kilku częściach.

W listopadzie nie zatrzymuje się ani na chwilę i ruszam na Songwriting-Camp do Budapesztu. Rozgrzany po Santorini, będę miał okazje tworzyć z kilkoma producentami i autorami z całej Europy. To pierwsze tego rodzaju wydarzeniu w tamtym regionie. Świetna inicjatywa, doskonali ludzie. Z częścią z nich miałem okazję poznać się w studiach w innych częściach Europy w poprzednich latach. Sam nie mogę się doczekać co się wydarzy. Z tego wyjazdu również uraczę Was stosownym materiałem.

W grudniu to my jako twórcy z Polski, przywitamy naszych przyjaciół z całego świata w Warszawie, na kolejnym Songwriting-Camp. To będzie chyba największe wydarzenie w naszym kraju do tej pory. Dużo moich przyjaciół autorów/wykonawców z Polski, potwierdziło już swój udział. To będzie wyjątkowy czas z wyjątkowymi ludźmi, w fantastycznej muzycznej, rodzinnej atmosferze.

Jakiś czas temu premiery doczekał się kawałek Michała Szyca „Kochać jeszcze raz” jeśli nie widzieliście klipu to polecam sprawdzić ♫klik . To kawałek, który miałem okazje współtworzyć, mocno zaangażować się w tekst oraz melodię. Jestem bardzo zadowolony z efektu finalnego i już mogę Wam powiedzieć, że to nie ostatni kawałek mojego współautorstwa, który usłyszycie w tym roku. Jeszcze minimum jeden, a może nawet dwa.
Jeden z kawałków, który napisałem jest singlem artystki dla mnie kultowej, zresztą niezaprzeczalnie legendy polskiej sceny muzycznej. Już niedługo dowiecie się o kim mówię.

Teraz ostatnia rzecz. Robię wszystko, co w mojej mocy, by już niedługo poczęstować Was nowym singlem. Na chwilę obecną nie potrafimy wybrać spośród 4 utworów. Każdy jest na swój sposób wyjątkowy, każdy ma bardzo mocny przekaz i jest wyrazisty. Nie zliczę godzin, które spędziłem przed komputerem w studiach, aby dopracować wszystko w najmniejszym szczególe. Zawsze zależało mi na najwyżej jakości tego co Wam daje, ale teraz zależy mi podwójnie mocno.  Jeden kawałek to mój cichy faworyt, a powstał w Berlinie podczas ostatniego mojego wyjazdu do moich przyjaciół Netty i Ariego.

Chciałem podsumować okres od stycznia 2017 roku. To był dla mnie czas największej ilości zmian i przygód w muzycznym życiu. Wiele się nauczyłem, jeszcze więcej udało mi się zrobić. Długo czekałem, aby być w tym miejscu, w którym jestem teraz. Kawałek „Nudzę się” do dzisiaj gości na antenach wielu stacji radiowych, „Ogień I Lód” zapewnił mi najwyższe miejsce spośród moich singli na listach przebojów, ale również na samym zestawieniu AirPlays. To był dobry rok, a zakończy się, mam wielka nadzieję, moim nowym singlem. Będzie to fantastyczny projekt, z jeszcze bardziej fantastyczną artystką, dwoma singlami, które napisałem dla innych wykonawców. W tajemnicy powiem Wam, że nawiązałem również współpracę z fantastycznymi ludźmi, z którymi w niedługim czasie stworzę osobny projekt biznesowy związany nie tylko z muzyką ale z wieloma innymi strefami artystycznymi.

To nie wszystko co dzieję się teraz.
Jest mnóstwo rzeczy, o których jeszcze nie mogę mówić czy napisać. Ale jeśli ten post Wam się spodoba to obiecuje, że niedługo napiszę drugą część. Na sam koniec chciałem podziękować WAM wszystkim za to, że jesteście ze mną w tej muzycznej podróży. Wtedy kiedy jest pod górkę i kiedy jest z górki, chociaż nie wiele osób na to stawiało daliście słowo i dotrzymaliście go! JESTEŚCIE! To jest najważniejsze. Zawsze robiłem to dla siebie, ale też dla Was. Cieszę się, że nic nie stanęło nam nigdy na tej drodze.

poniedziałek, września 11, 2017

Cierpliwy i kamień ugotuje

Cierpliwy i kamień ugotuje



♫ kawałek https://www.youtube.com/watch?v=dUljIdTlk5U ♫


Od długiego czasu staram się poukładać dobry balans między „chcę tego teraz” ← → „mogę mieć to teraz”. Jestem z urzędu i wychowania mocno ambitnym człowiekiem, a przez to od małego mocno niecierpliwym. Minęło wiele lat od momentu, kiedy zdałem sobie sprawę, że muzyka, sztuka, kreatywna strona życia, to moje powołanie. Każdego dnia od tamtej chwili, staram się uczyć cierpliwości.
Wiele razy miałem odczucie „staram się tak bardzo, tak bardzo tego chcę, że muszę to dostać teraz bo zwariuje”. I tutaj pojawia się problem. Cierpliwość to cecha, którą nabywa się latami.

Doskonale pamiętam każdy moment, w którym stawałem się niecierpliwy, a to popychało mnie do zachowań totalnie nie rozsądnych. Takich, które potrafiły w przeciągu dwóch tygodni przekreślić, dwa lata pracy. Niestety balansowanie na tej linie nie jest łatwe. Każdy powiew wiatru, brak zdeterminowanego, czasami nawet mechanicznego działania, przynosi bardzo złe efekty. Ostatnio ważna dla mnie osoba zapytała mnie co myślisz, będzie coś z tego? Chodziło aspekt zawodowy. Odpowiedziałem, Nie wiem i nikt nie wie tego ile minie czasu nim się uda i czy w ogóle się uda. Ale wiem jedno, warto robić „swoje” dopóki czujesz, że jest to coś, co jest Twoim powołaniem.
Atencja przyjdzie z czasem, jeśli będziesz robić swoją robotę najlepiej jak potrafisz.

Często zdarza mi się porównywać różne zawody, dziedziny i elementy życia do boksu, czy ogólnie do sztuk walki czy sportu. Powołam się na kilka fragmentów

Na pierwszy front Bruce Lee:

„Nie oba­wiam się ko­goś, kto tre­nuje 10 000 kop­nięć, ale te­go, który 10 000 ra­zy tre­nował jed­no kopnięcie.”

Idąc za tymi słowami i przekładając je na życie, nauczyłem się robić swoje. Moim „jednym kopnięciem” jest muzyka. Skupiam się na niej każdego dnia, staram się cierpliwie pracować, każdego dnia przekraczać swoje granice. Szlifować swój warsztat wykonawczy, kompozytorski: pewnego rodzaju świadomość muzyki. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z tego, że ten trening odbywa się w ciszy, gdzie nie ma nikogo kto może ci podpowiedzieć czy zachęcić. Właśnie dlatego jest to tak trudne.

Cytując kolejnego guru. Mike Tyson zapytany skąd jego miłość do hodowania gołębi odpowiedział:

„Ptaki te mnie uspokajają. Kiedy jestem przy nich, czuję się bezpiecznie, u siebie.”

Dokładnie tego samego potrzebowałem. Nie chodzi mi o hodowlę ptaków :) tylko takiego miejsca gdzie czuję się bezpieczny, gdzie czuję się u siebie. Długo szukałem i znalazłem takie miejsce, które zawsze działa na mnie kojąco i pozwala mi spojrzeć z zupełnie innej perspektywy na życie czy moją pasje. To bardzo ważne aby ucząc się cierpliwości być w tej nauce spokojnym i cierpliwym.
Paradoks prawda ?

W tym momencie pojawi się cytaty kolejnego sportowca, którego karierę śledzę od dawna. Conor McGregor:

„Nie ma czegoś takiego jak talent – jest ciężka praca. To jest obsesja. Talent nie istnieje – wszyscy jesteśmy równi jako ludzie. Możesz być kim zechcesz, jeśli tylko poświęcisz temu czas. Możesz sięgnąć szczytu – to proste. Nie jestem utalentowany, mam obsesje.”

Mocno analizowałem słowa Irlandczyka, który wszystko co wyobraził sobie najpierw w głowie potem przełożył na działanie i przekuł na sukces. Nie wiem czy wiecie, ale ten facet któregoś dnia rzucił swoją pracę jako hydraulik i przeszedł na zasiłek dla bezrobotnych. Trenował każdego dnia mocniej i cierpliwej niż ktokolwiek. Mimo tego, że jego rodzice byli zawiedzeni tym, że ich dorosły syn nie myśli o swoim życiu zawodowym poważnie, obiecał im że w wieku 25 lat będzie MILIONEREM.

Dziś Conor McGregor jest jednym z najlepszych zawodników sportów walki jakiego nosiła ziemia. Gaża za jego ostatnio walkę z niepokonanym mistrzem świata w boksie Floydem Mayweatherem, to jak podają źródła, 75 milionów dolarów. Obejrzałem większość filmów dokumentalnych  na jego temat, analizowałem wywiady. Powiem Wam jedno, nie lubię Pseudo Mentorów którzy mówią „ jak odnieść sukces”. Lubię takich ludzi, którzy pokazują swoją pracą, że da się osiągnąć wszystko, a dopiero potem przekazują ci niezbędną wiedzę, dając wskazówki.  Taki jest Conor, i chociaż jego historia jest tylko jego własną,  i nie każdy może ją powtórzyć, to może inspirować, otwierać głowę. Cechą, która pojawia się w jego wypowiedziach jest cierpliwość i obsesja na punkcie zdeterminowanego wykonywania zadań.

Wracając do swojego życia.
Wiem, że wstając każdego dnia muszę dać z siebie 100%. Czasami nadal oczekuje, że świat zwróci mi te 100% w przeciągu chwili. Jednak coraz częściej już wiem, że na ten moment gdy świat odda mi energię muszę pracować czasami dłużej niż zakładałem. Akceptuje to. Uczę się pokory i cierpliwości do własnej pasji. Muzyka wiele mnie uczy, pokazuje mi gdzie są moje granice, jak powinienem się z nią obchodzić. Odkąd nauczyłem się myśleć, że nic samo nie przyjdzie, a na najlepsze nie tyle co trzeba czekać tylko pracować, idzie wszystko dokładnie tak jak chcę. Każdy ma swoją drogę, jedni idą szybko, drudzy wolniej najważniejsze to by nie poddać się po drodze z powodu braku cierpliwości.
Mam wiele w tej kwestii do zrobienia dlatego przy poniedziałku :) mam zamiar zrobić kolejny krok by testować swoje granice. Trzymajcie kciuki.

Zostawcie ślad po sobie i napiszcie czy zderzacie się z takimi emocjami, co robicie by radzić sobie z brakiem cierpliwości.

piątek, września 08, 2017

Czas polowania - jak nie stać się zwierzyną?

Czas polowania - jak nie stać się zwierzyną?


Na starcie tego posta uprzedzę, że to nie będzie delikatne :)

♫ kawałek https://www.youtube.com/watch?v=2kJMH916DS4



Czy zastanawialiście się kiedyś jak wielki wpływ wywiera na Was środowisko? Mówiąc środowisko mam na myśli ludzi w najbliższym otoczeniu, ale też to w czym tkwimy zawodowo.

Wielokrotnie spotykałem w swoim życiu „twardzieli”, którzy twierdzili, że znają receptę na sukces, życie, związki i generalnie znali odpowiedź na wszystkie pytania. Poznałem też Tych, którzy szukali właśnie takich ludzi, którzy tę receptę im dadzą. Osobna grupa to ludzie, którzy w bezpośredniej linii ewolucji, pochodzą o grupy szukających. To oni słysząc o recepcie postanawiali, w momencie kiedy ktoś im ją dał, nie robić już nic, bo przecież poznali odpowiedź i teraz wszystko wydarzy się samo.

No właśnie, tutaj zaczyna się zabawa. Dlaczego poruszam ten temat? Bo ja sam przez lata nie zdawałem sobie sprawy jak wielki wpływ na nasze życie ma słowo, obraz czy zaangażowanie w treści przedstawiane przez  „toksyczne jednostki alfa”. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego jak to działa na mnie samego niestety było już często za późno by posprzątać bałagan, lub zwyczajnie „wyzdrowieć" po przyjęciu magicznego Leku Na Wszystko, na który pozwoliłem sobie wypisać tutaj receptę. Jestem bacznym obserwatorem, który dziś unika toksycznych jednostek lepiej niż ktokolwiek kogo znam.
Na pewno nie raz czuliście się zwyczajnie oszukani. Przyjaciel, który mówił jak masz żyć, chłopak, który zawsze wiedział lepiej, dziewczyna która znała Ciebie bardziej niż ty sam, a za jakiś czas, chaos, dziwne sytuacje, brak zrozumienia nie mówiąc o takich podstawach jak dialog. Niestety jednostki toksyczne mają jedną rzecz wspólną. W momencie, w którym Wasza głowa się buntuje, ciało wypiera tę energię, zdają sobie sprawę, że przychodzi koniec okresu manipulacji. Wtedy stają się natarczywi, nerwowi. Na siłę, jeszcze mocniej przekonują do swoich racji na sam koniec znikają obwiniając Was za wszystko.
Brzmi znajomo? No właśnie.

Jako człowiek zbyt empatyczny zderzałem się z takimi ludźmi przez całe lata. Wiem co działa w moim przypadku nie wiem czy zadziała w waszym... No właśnie, nie znam recepty uniwersalnej :) Mówię to wprost, że moje lekarstwo jest skuteczne, ale trudne w użyciu. Chcę podzielić się spostrzeżeniami i odczuciami, zwrócić uwagą na temat i zaalarmować a nie dać Wam gotowy plan.


Jak nie dać sobie wejść na głowę?


Podstawa to nie przywiązywać się do ludzi, którzy niosą za sobą niejasną energię. Nie raz czujecie coś dziwnego, ale usypiacie to przeczucie bojąc się samotności, odrzucenia, utraty szansy na miłość, zarobek czy rozwój. Stajecie się zwierzyną. Cokolwiek to nie jest, jeśli czujecie w sobie, że coś ewidentnie się nie zgadza, nie myślcie, za dużo nie analizujcie. Nie przekonujcie siebie, że warto. Wasza głowa i serce dobrze wiedzą czego Wam potrzeba. Jeśli sami będziecie się przekonywać do tego, że jednak "no, może spróbuje", przeważnie zakończy się to tragedią. Nauczyłem się jasno określać swoje potrzeby i zaznaczać swój teren w każdej nowej relacji od ostatnich 2 lat. Jeśli ja chcę zasłużyć na czyjąś uwagę i zaufanie, chce by ktoś zasłużył na moje. Czy to coś złego? Pewnie wiele osób powie, "a gdzie w tym wszystkim jest to serce, o którym piszesz? Gdzie emocje?"  No właśnie - moje serce jest bezpieczne :) Jest mi wdzięczne, że nareszcie o nie dbam, słucham go bardzo dokładnie i wyciągam wnioski.
Musicie zdać sobie sprawę, że część osób podświadomie karmi się energią i zaangażowaniem innych. Jest przyzwyczajona do brania, ale nie do tego by dać cokolwiek. Chcą mówić ale absolutnie nie chcą słuchać. Chcą pouczać sami robiąc wszystko, by nie uczyć się niczego. Tak, tacy ludzie istnieją i wbijcie sobie to do głowy :) - szybciej niż ja sobie to wbiłem. Zaoszczędzicie dużo czasu. Wyłączając w sobie strach, będziecie w stanie usłyszeć Wasz głos podświadomości, instynkt. Każdy człowiek ma wolę przetrwania i to właśnie jest jakiś element instynktu. Odwołajcie się do niego w momencie, w którym czujecie na starcie, że coś nie gra. On do Was krzyczy NIE IDŹ W TĘ STRONĘ :) wystarczy chcieć go usłyszeć i nie przekonywać siebie na siłę, że warto, bo zwyczajnie czujecie strach. Nie ma czego się bać! Tak naprawdę to wszystko są wypracowane schematy myślenia. Zaakceptujcie swoje lęki, przyznajcie się do nich przed sobą samym. Będzie Wam dużo łatwiej zrozumieć to kim tak naprawdę jesteście.

Jeśli jesteś nadwrażliwy/nadwrażliwa to nie musisz mieć jak w piosence „Leszek Żukowski” Comy „gdzie nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd”. Tak się nie wydarzy jeśli mocniej o siebie zadbasz, wyciszysz swoje lęki i posłuchasz głosu w środku, który zawsze będzie chciał Cię ochronić.

Generalnie chciałbym napisać coś bardzo wprost. Nie wiem czy kogoś przekonam? W sumie absolutnie mi na tym nie zależy. Powiem Wam w jaki sposób finalnie poradziłem sobie z problem „toksycznych jednostek alfa” wiedzących wszystko najlepiej.
Wróciłem pamięcią do każdej sytuacji, w której w życiu dałem z siebie wszystko nie dostając nic w zamian. Przeanalizowałem punkt po punkcie, zachowania, sytuacje, swoje odruchy, uczucia które towarzyszyły mi w tych na pozór, dobrych i złych chwilach. Dzięki temu znalazłem elementy wspólne tego rodzaju osobowości. Jednym z tych elementów jest brak poszanowania przestrzeni życiowej. Słowo „proszę” zamienia się w słowa „czy mógłbyś?”, a potem kolejno, „weź, zrób…”, kończąc na „ aha ok, no myślałem, że dla mnie to zrobisz”.
Brzmi znajomo? No właśnie!
Jeśli dostrzeżecie takie zmiany reagujcie, nie agresywnie, ale asertywnie jasno zaznaczając siebie. Jeśli to wypadek przy pracy, usłyszycie przepraszam a potem sytuacja nie wróci, a jeśli napotkacie FOCH... Cóż, jeśli ktoś tak samo mocno szanuje Was jak Wy kogoś, wróci za jakiś czas z refleksją, jeśli nie to lepiej teraz niż później.

Pamiętajcie, że nic nie jest nie do przejścia. Zrobić i zrozumieć można wszystko. Nie ma jednej recepty na życie. Każdy ma swoją drogę i tylko finalnie Wy powinniście decydować o tym czego chcecie. Nikt za Was tej drogi nie przejdzie, więc dlaczego ktoś ma ją wybierać?
Słuchajcie kiedy trzeba słuchać, uczcie się od ludzi, którzy mogą udowodnić Wam, uargumentować swoje poglądy. Wybierajcie drogę przez pryzmat własnych doświadczeń. Co innego zainspirować się kogoś słowami, a co innego pozwalać sobie je narzucać. To, że ktoś przeszedł jakąś drogę powinno być inspiracją, ale w żadnym wypadku nie gotową mapą do ☼krainy szczęścia☼.
Mapę masz w sobie, może nie potrafisz jej jeszcze odczytać. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale hej! To Twoja mapa, masz ją na starcie, sam ją napisałeś dla siebie, wcześniej czy później odszyfrujesz wszystkie tajemnice.
Nie daj na siebie zapolować, bo łowców jest dużo. Cieniem zza drzew przypominają wilka, ale jeśli spojrzysz dokładniej i zerkniesz za drzewo okazuje się, że to jedynie nieporadny robaczek, który leży często na plecach i przebiera nogami. Włącz myślenie i swoje serce do gry! Strach to piękne uczucie, które alarmuje i do tego ma służyć. Ale nie pielęgnuj go w sobie, bo ktoś kiedyś na Ciebie zapoluje :)

...jeśli już tego nie zrobił.


Powodzenia Podróżniku i Podróżniczko, muszę uciekać mam jeszcze kilka własnych tajemnic do rozwikłania. Pozdrawiam






czwartek, września 07, 2017

Efekt motyla czyli przebiłem głową mur

Efekt motyla czyli przebiłem głową mur

♫ kawałek https://www.youtube.com/watch?v=GsPq9mzFNGY

Cześć, nie było mnie chwilę wiem :)
Zmieniła się nazwa bloga?  TAK. Wracam po jakimś czasie, bo nadal czuję potrzebę wyrzucania z siebie myśli. Minęło trochę czasu i
 zdarzyło się milion rzeczy. Chciałbym podzielić się Wami tym wszystkim ale w inny sposób, niż w formie krótkiego posta na Instagramie czy FB. Wiem, że dla wielu z Was ten blog był czymś co pomagało odnaleźć jakiś sens, odpowiedzieć sobie na pytania. Zawsze uważałem, że jeśli (w dzisiejszych czasach) ktoś czuję potrzebę poczytania „o czymś”, a nie tylko nastawiania się na usypianie swojej głowy wiecznie kierując swoje myśli ku taniej rozrywce, to warto dzielić się swoimi myślami właśnie z tymi ludźmi.

Bez dwóch zdań ostatnie dwa lata dla mnie, to czas wielkich zmian, trudnych decyzji i pracy ponad moje siły. Pamiętam doskonale okres, w którym moje życie wywierało na mnie taką presję z jaką jeszcze się nie spotkałem. Wyglądało to jakby cały świat chciał mnie zatrzymać. Najpierw problemy emocjonalne, bardzo duże zawirowania życiowe, zawodowe, potem zdrowotne, trudna decyzja o przeprowadzce, zmiana środowiska życia, a w zasadzie rozpad „starego” życia, wyzwania, pytania bez odpowiedzi a wśród nich najważniejsze, „czy mam czas i siłę by spróbować raz jeszcze?”.
Pewnie zastanawiacie się o czym mówię dokładnie? Już spieszę z wyjaśnieniami. Przyszedł moment w moim życiu, w którym na głowę wywróciło się wszystko. To co skrzętnie budowałem latami, okazało się nietrwałe, bardzo niejasne, nieczytelne, nie tylko w sprawach zawodowych ale też prywatnych. Po 3 latach (od momentu, w którym bieguny się odwróciły), gonienia swoich muzycznych marzeń, obudziłem się w sytuacji gdzie nawet najtwardsi ludzie przy mnie uznali, że to koniec i to za dużo na ich głowy. W jednym momencie posypały się fundamenty, potem było już tylko gorzej. Błąd za błędem, decyzje podejmowane w afekcie pod presją czasu, ogólna panika i niekończące się pytania w mojej głowie. Co teraz? Dlaczego? Czy zrobiłem coś źle? W głowie totalny bałagan, brak zorganizowania i tzw. działanie na instynkt.
Pamiętam doskonale, kiedy stałem z kubkiem kawy w centrum Katowic, ze słuchawkami na uszach i czułem się jak ten sam „dzieciak” z czasów studiów na Uniwersytecie Śląskim. Nie wiedziałem dokąd iść, jakie mam cele, czego chcę od siebie i od życia. Z jednej strony czułem przestrzeń, a z drugiej zaciskającą się na sercu pętle, która zabierała mi oddech. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego w jednym momencie, wszystko na co pracowałem przez lata rozpada się. 32 letni, dorosły facet, który zwiedził pół świata, podejmował się różnych wyzwań i często dokonywał rzeczy, o których inni mówili nie da się. Ten sam, który przetrwał niekończącą się samotność, odprowadził na drugą stronę połowę swojej rodziny, stał wryty w jeden punkt i kompletnie nie wiedział kim jest i czego chce. Obserwowałem tłum ludzi przechodzący ulicami i zastanawiałem się czy ktoś z nich jeszcze tak ma, czy ktoś z nich czuję się teraz bezradnym dzieciakiem zamkniętym w ciele dorosłego faceta czy kobiety? Czułem się tak bardzo zażenowany sobą, a jednocześnie bardziej niż kiedykolwiek byłem dla siebie wyrozumiały. Coś jednak mówiło mi, że właśnie ta wyrozumiałość dla siebie jest czymś co mnie zabija. 



Mijały tygodnie miesiące. A ja? No cóż oczywiście ciężko pracowałem, starałem się układać wszystko ale moje decyzje były tak chaotyczne i podejmowane pod wpływem złych emocji, że absolutnie nic się nie zmieniało. Czułem jakbym walił głową w mur. Próbował ratować wszystko i wszystkich dookoła. Przyszedł w końcu dzień, w którym jak pierwszy promień słońca po długiej zimie, przebiła się do mojej głowy jedna myśl "Uspokój, się wycisz emocje, nie masz nic do stracenia zaryzykuj". Zdałem sobie sprawę, że nikogo nie da się zmusić do tego by przy tobie trwał, by coś wyjaśnił, by chciał z tobą czegoś dokonać. Jednak jest jedna rzecz, którą mogę zrobić zmusić lub przekonać siebie, że nic złego się nie dzieje i wstać z emocjonalnych kolan.

Zaczęło się. Najpierw szybka przeprowadzka do Warszawy, miasta, które znałem od lat i w którym, od lat, spędzałem więcej czasu niż w domu. Wiele samotnych wieczorów na balkonie z papierosem w ustach i świeżo zaparzoną kawą o 2 w nocy. Tylko Ja, sam ze sobą bez prawa i możliwości ucieczki przed tym kim jestem. Po wielu dniach przyszło postanowienie, DOSYĆ TERAZ ALBO NIGDY. Mam zamiar nadal szukać swojej drogi, nawet jeśli nikt już jej dla mnie nie widzi, to nie oznacza, że jej nie ma. Pogadałem sam ze sobą, a nie były to łatwe rozmowy. Często kończyły się błąkaniem po mieście w poszukiwaniu inspiracji do życia. Sinusoida emocji od stanów euforii i wiary po totalną czerń przed oczami i brak celu.
Czy szukałem pomocy u ludzi? Pewnie tak, ale coś w środku mówiło mi musisz to przejść sam. Tak się stało, stawiałem pierwsze kroki w nowym życiu. Krok za krokiem każdego dnia stawałem się silniejszy. Oczywiście napotykałem przeciwności, wiele osób na które liczyłem postawiło na mnie krzyżyk, ale powoli znajdowali się też tacy, którzy rozumieli to co mam w głowie, skąd przyszedłem i dokąd zmierzam. Postanowili do mnie dołączyć w tej podróży. 


Po dwóch latach, od tamtych dni pytam siebie czy było warto? Odpowiedź brzmi TAK było warto. Każda decyzja w naszym życiu kreuje nową rzeczywistość. Ta którą podjąłem była słuszna. Chociaż nadal sprzątam bałagan, który zostawiłem po sobie, to wiem, że każdy dzień systematycznie przybliża mnie do celu. Co jest tym celem? To samo co było moim celem przez ostatnie 15 lat. Spełnienie, realizacja siebie i dokonywanie rzeczy niemożliwych w oczach ludzi i moich własnych. Wstałem z kolan i nie mam zamiaru już nigdy wracać na podłogę. 



Chciałem podzielić się z Wami pewnym wnioskiem, na dobry start nowego początku tego bloga. Jeśli wydaje Wam się, że to już koniec, jeśli ludzie mówią Wam, że to już koniec, to pamiętajcie koniec przychodzi wtedy kiedy sami sobie tak powiecie. Jeśli coś w środku Was wewnętrzny głos krzyczy, wstawaj i biegnij to słuchajcie go. Nie na wariata, bez przemyśleń i analizy własnych, a nie cudzych błędów, nie bez refleksji i solidnej pracy nad sobą. Nie z poczucia nienawiści do ludzi i świata, winy czy potrzeby kary dla siebie czy innych. To co Nas otacza jest światem, który tworzymy. Jeśli karmisz bestię nie dziw się, że wcześniej czy później cię zagryzie. Ja przestałem karmić bestię :) No może poza tą która jest we mnie i chce dla mnie dobrze. Polubiłem siebie na nowo.
Codziennie uczę się lubić świat bardziej niż kiedykolwiek, widzieć jeszcze więcej i wchodzić we wszystko na 200%.


Podejmujcie decyzje! Nawet jeśli będą nietrafione to ze spokojem w sercu wyciągajcie wnioski. Tylko Ty sam/Ty sama możesz powiedzieć sobie dość. Nikt nie zabroni Tobie chcieć, pracować nad sobą, na siebie. Nikt nie zabroni Ci wierzyć i mówić uda się. Nikt nie zabierze tego doświadczenia.
Przyjdzie czas, w którym i Ty, z dużym prawdopodobieństwem, odróżnisz rzeczywistość od fikcji, sprawdzone informacje od bełkotu frustratów. Mój czas dopiero nadchodzi i uwierzcie mi na słowo, teraz kiedy go mam, skorzystam z niego. Uzbrojony w swoje doświadczenia dalej będę krzyczał w miejscach, w których szept to za mało.
Cytując mojego idola „Są rzeczy o których trzeba mówić głośno, lub krzyczeć bo nie wypada mówić szeptem”. Odnoszę to słowa do siebie i wiem, że we mnie coś nadal krzyczy, a póki tak jest, każdego dnia mam szansę na to by zrobić coś by poprawić lub naprawić samego siebie.



Trzymajcie się mocno i dajcie znać w komentarzach czy tu jesteście :)




Copyright © 2016 Xmysli , Blogger