Postanowiłem
rozwinąć działalność bloga, stąd pomysł na pierwszy cykl wpisów - „Sam o sobie
samym…”. Będzie to pewnego rodzaju spis, najważniejszych momentów mojego życia,
od jego samego początku. Pewnie ktoś może nazwać to autobiografią, jednak nie
do końca będzie to miało taką formę. Następna osoba może zapytać po co ci to? -
hmmm nie mam pojęcia ale poczułem taką potrzebę, a od dawna już staram się
robić to co czuję.
W pierwszym poście opisze Wam pewien etap w moim życiu, który jest jednym z najważniejszych. To również czas, który miał bardzo duży wpływ na to kim teraz jestem. Od kiedy pamiętam, zawsze byłem mega ciekawym życia dzieciakiem. Kiedy np. widziałem coś i nie miałem pojęcia co to takiego pytałem rodziców. Sama nazwa danej rzeczy mi nie wystarczała, zawsze pytałem jak to działa, jak to jest zrobione itp., itd. Kiedy rozpoczynałem edukację w szkole podstawowej, miałem zajęcia z muzyki. Na tych lekcjach uważałem, od samego początku dużo bardziej, niż moi rówieśnicy. Będąc mega ciekawskim dzieciakiem zadawałem tysiące niewygodnych pytań nauczycielce, zakresu jej kompetencji :D. Któregoś dnia „Pani” zaprosiła na spotkanie moich rodziców, bałem się, że może coś źle zrobiłem, albo za dużo gadam na lekcji, okazało się jednak, że zupełnie nie o to chodziło. Pamiętam jak mój Tata i Mama opuścili „dywanik” i zadali mi kluczowe pytanie, „Synu co myślisz aby pójść do szkoły muzycznej?” Na samym początku oczywiście totalny bunt, i rozpacz :D Nie chciałem chodzić do drugiej szkoły, komu to potrzebne. Mimo wszystko jednak przekupiony kilkoma przywilejami przez rodziców, zgodziłem się aby zapisali mnie do szkoły muzycznej. Zdałem, ku mojemu zdziwieniu, egzamin wstępny i dostałem się. Nauczyciele zasugerowali abym grał na fortepianie lub na wiolonczeli, z racji ułożenia dłoni itd. Wybrałem fortepian. Nigdy nie zapomnę pierwszy zajęć indywidualnych kiedy myślałem, że się popłaczę. To było tak cholernie nudne i dziwne. Musiało minąć kilka miesięcy abym dostrzegł, że pierwsze o czym myślę rano to muzyka, ostatnie o czym myślę przed snem to również muzyka. Chodząc do „normalnej” szkoły podstawowej zajęcia kończyłem około 14.00 czasami ciut później, zaraz po zakończeniu zajęć ruszałem tramwajem do następnej szkoły gdzie zajęcia kończyłem o 18 czasami 19 wracałem do domu i musiałem odrabiać lekcję, bardzo często również przypominać sobie to czego nauczyłem się tego dnia na lekcjach fortepianu, rytmiki lub umuzykalnienia. Praktycznie w tym rytmie spędziłem 6 lat swojego życia. Nie pamiętam abym miał czas na cokolwiek innego niż muzyka i szkoła. Szczerze mówiąc mecze z kolegami były dla mnie jedyną odskocznią od tego wszystkiego. Z resztą tak samo jak czas, który spędzałem z moim najlepszym przyjacielem Dawidem, pod trzepakiem (u mnie na podwórku).
Co
pół roku miałem egzaminy zaliczeniowe z fortepianu. To były momenty, których
strasznie się bałem. Poznałem już w wieku 8-9 lat co to stres i jak bardzo bywa
on trudny do zniesienia. Odkryłem również wtedy, co to jest ambicja. No właśnie
kochani, słowo klucz mojego życia: AMBICJA. Duch rywalizacji budził się
we mnie za każdym razem kiedy szedłem na egzamin, i uwierzcie to właśnie dzięki
temu udawało mi się przekuwać stres na siłę do tego by wyjść i dać z siebie
110%. To była ciężka droga, zarwane całe noce nie tylko moje ale również mojej
mamy, która cały czas starała się mnie motywować i czuwać abym się nie wycofał.
W końcu zaczęło to wszystko przynosić efekty. Pamiętam moment kiedy usłyszałem,
po jednym z popisów w drugiej klasie słowa mojej nauczycielki do moich
rodziców: „Państwa syn ma ogromny talent, mimo, że rozpoczął później niż inni
naukę to już na tym etapie zrobił postępy, które pozwalają wierzyć, że będzie
bardzo dobrym pianistą”. Nie zapomnę dumy mojej mamy i taty. Za te oczy
oddałbym wtedy wszystko. Każdy dzień spędzony na bardzo często katorżniczych
ćwiczeniach był tego wart. Zrozumiałem kolejną życiową zasadę: „Jeśli czegoś
chcesz, jeśli chcesz robić to dobrze musisz pracować. Talent to nie wszystko!
Wiele osób ma różne zdolności, ale tylko kilka ma odwagę by ciężko pracować i
walczyć o to by zrealizować siebie w swojej pasji”.
Całkiem
spontanicznie, również w tamtym okresie, zapisałem się na kurs tańca towarzyskiego.
Spodobało mi się bardzo, ponieważ ówczesna moja koleżanka z klasy (która bardzo
mi się podobała :) ) chodziła na te zajęcia i nie miała pary :D. Szybko
wymyśliłem, że jest to doskonały sposób aby spędzać z nią więcej czasu. Tutaj
nauczony właśnie tymi przykładami, które opisałem wcześniej, wiedziałem, że
jeśli chce to robić dobrze muszę trenować. Doskonale wspominam moment, kiedy
zostaliśmy wystawieni na Mistrzostwa Śląska Młodzików w Tańcu Towarzyskim i
udało nam się zająć 2 miejsce. A to wszystko po zaledwie 8 miesiącach ćwiczeń.
Dotarła do mnie kolejna zasada. „Nawet jeśli jeszcze wczoraj zasypiając nie
miałeś pojęcia, że możesz w czymś być dobry, to nie oznacza, że budząc się rano
się o tym nie dowiesz. Pasje można odkryć, w każdym momencie dnia, tygodnia,
miesiąca i roku życia” Dlaczego pisze te słowa w formie cytatu? ponieważ są
to moje zapiski z czasów kiedy miałem lat 13, dokładnie przepisane z mojego
zeszytu z tzw. ”złotymi myślami”. Zaskakujące jak wiele z tych spisanych
przemyśleń, ma zastosowanie teraz, kiedy minęło wiele lat od tamtego momentu.
Pewne rzeczy są uniwersalne i nigdy się nie zmieniają.
Bardzo
często porównuje muzykę do sportu, nie tyle co w formie rywalizacji, ale w
formie podejścia do tej pasji. Tak naprawdę obojętnie czy biegasz po boisku i
kopiesz piłkę, tańczysz, boksujesz, uprawiasz pływanie czy jazdę konno, te
reguły zawsze mają swoje zastosowanie. Czym bowiem różniło się moje 5 godzinne
ćwiczenie na fortepianie od spędzania czasu na macie? Tak naprawdę niczym
podejmujemy wyzwanie, walczymy tak naprawdę najbardziej i najczęściej z samymi
sobą, a nie z przeciwnikiem.
Płynnie
doszliśmy do momentu, w którym ponosimy porażki, lub momentów kiedy to ludzie z
zazdrości, czy też zwykłej złośliwości, zaczynają nas dołować, niszczyć
psychicznie. Takich chwil były setki, kilka jednak zapadło mi w pamięć. Nie
będę dokładnie przytaczał wszystkich, bo nie mam zamiaru pisać do rana tego
posta ;) Przytoczę jedną z nich. Przypominam sobie chwilę, kiedy po serii
wygranych konkursów fortepianowych, gdzie bardzo często mierzyłem się ze
starszymi uczniami, nawet z poziomu już liceum muzycznego, wybrałem się na
kolejny „turniej”. Kiedy wchodziłem do sali, w której się rozgrzewaliśmy (tak
moi drodzy pianiści tak jak i piłkarze muszą się rozgrzać przed spotkaniem),
usłyszałem od jednego z Jurorów, „o Kumór, no witam witam, ładnie ci poszło na
ostatnim konkursie, ale tutaj nie masz szans, myślisz, że taki cwany jesteś, i
zawsze będziesz wygrywał?”. Szczerze totalnie zgłupiałem. Nie byłem nigdy
zarozumiały, nigdy nie pokazywałem tego, że np. wygrywałem i z tego powodu
czuje się lepszy, nie rozumiałem skąd przyszła ta lekcja pokory. Już na
rozgrzewce, czułem, że coś jest nie tak czułem, jak brzmią mi te słowa w głowie.
Miałem 14 może 15 lat. Mimo wszystko uznałem, że nie odpuszczę i wyjdę zagrać
jak najlepiej się da. Wystąpiłem, potem na ogłoszeniu wyników okazało się, że
jestem 4-ty. Nigdy wcześniej chyba nie czułem się tak wściekły. Wiedziałem, że
zagrałem dobrze nie wiem czy najlepiej ale na sto procent zrobiłem to dobrze.
Zadałem pytanie mojej nauczycielce „dlaczego”, skoro przecież dałem z siebie
wszystko, czy naprawdę byłem gorszy? Usłyszałem słowa, które stały się kolejną
zasadą „Patryk pamiętaj. Ocena drugiego człowieka zawsze jest rzeczą
subiektywną. Nie zastanawiaj się do końca, czy byłeś lepszy czy gorszy, jeśli
czujesz, że dałeś z siebie wszystko wygrałeś ze samym sobą a to jest
najważniejsze. Nie zawsze się wygrywa, czasami nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwość
pamiętaj, że robisz to dla siebie, po to aby stawać się doskonalszym z dnia na
dzień. Nic nie zbuduje cię tak jak porażki, niezależnie czy były spowodowane twoją
niedyspozycją, niećwiczeniem, czy ludzką zawiścią i niesprawiedliwą oceną.”
Zadałem
Nauczycielce jeszcze jedno, ostatnie pytanie „Co jeśli, któregoś dnia, to jak
się teraz czuję, spowoduje, że przestanę robić to co kocham, bo nie będę
potrafił znieść tej niesprawiedliwości?” Usłyszałem odpowiedź, którą chcę
dzisiaj zostawić Wam na podsumowanie tego posta „Patryk, nie pozwól sobie
nigdy byś zgubił serce do tego co robisz, bo nigdy nie wiesz czy jeszcze kiedyś
będziesz miał odwagę go szukać. Nie pozwól sobie na to by ktokolwiek miał na
Ciebie taki wpływ abyś odpuścił. Chcesz pokazać, że się mylili walcz i wróć tam
za rok, dwa a nawet 10 i pokaż, że byli w wielkim błędzie.”
Trzymajcie
się kochani mam nadzieje, że trochę z tej dziecinnej historii pomoże Wam
odnaleźć siebie, a jednocześnie zobaczycie z jakimi problemami mierzyłem się
gdy miałem 9, 10 i 14 lat.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz