sobota, sierpnia 26, 2017

Sam o sobie samym


Postanowiłem rozwinąć działalność bloga, stąd pomysł na pierwszy cykl wpisów - „Sam o sobie samym…”. Będzie to pewnego rodzaju spis, najważniejszych momentów mojego życia, od jego samego początku. Pewnie ktoś może nazwać to autobiografią, jednak nie do końca będzie to miało taką formę. Następna osoba może zapytać po co ci to? - hmmm nie mam pojęcia ale poczułem taką potrzebę, a od dawna już staram się robić to co czuję.

W pierwszym poście opisze Wam pewien etap w moim życiu, który jest jednym z najważniejszych. To również czas, który miał bardzo duży wpływ na to kim teraz jestem. Od kiedy pamiętam, zawsze byłem mega ciekawym życia dzieciakiem. Kiedy np. widziałem coś i nie miałem pojęcia co to takiego pytałem rodziców. Sama nazwa danej rzeczy mi nie wystarczała, zawsze pytałem jak to działa, jak to jest zrobione itp., itd. Kiedy rozpoczynałem edukację w szkole podstawowej, miałem zajęcia z muzyki. Na tych lekcjach uważałem, od samego początku dużo bardziej, niż moi rówieśnicy. Będąc mega ciekawskim dzieciakiem zadawałem tysiące niewygodnych pytań nauczycielce, zakresu jej kompetencji :D. Któregoś dnia „Pani” zaprosiła na spotkanie moich rodziców, bałem się, że może coś źle zrobiłem, albo za dużo gadam na lekcji, okazało się jednak, że zupełnie nie o to chodziło. Pamiętam jak mój Tata i Mama opuścili „dywanik”  i zadali mi kluczowe pytanie, „Synu co myślisz aby pójść do szkoły muzycznej?” Na samym początku oczywiście totalny bunt, i rozpacz :D Nie chciałem chodzić do drugiej szkoły, komu to potrzebne. Mimo wszystko jednak przekupiony kilkoma przywilejami przez rodziców, zgodziłem się aby zapisali mnie do szkoły muzycznej. Zdałem, ku mojemu zdziwieniu, egzamin wstępny i dostałem się. Nauczyciele zasugerowali abym grał na fortepianie lub na wiolonczeli, z racji ułożenia dłoni itd. Wybrałem fortepian. Nigdy nie zapomnę pierwszy zajęć indywidualnych kiedy myślałem, że się popłaczę. To było tak cholernie nudne i dziwne. Musiało minąć kilka miesięcy abym dostrzegł, że pierwsze o czym myślę rano to muzyka, ostatnie o czym myślę przed snem to również muzyka. Chodząc do „normalnej” szkoły podstawowej zajęcia kończyłem około 14.00 czasami ciut później, zaraz po zakończeniu zajęć ruszałem tramwajem do następnej szkoły gdzie zajęcia kończyłem o 18 czasami 19 wracałem do domu i musiałem odrabiać lekcję, bardzo często również przypominać sobie to czego nauczyłem się tego dnia na lekcjach fortepianu, rytmiki lub umuzykalnienia. Praktycznie w tym rytmie spędziłem 6 lat swojego życia. Nie pamiętam abym miał czas na cokolwiek innego niż muzyka i szkoła. Szczerze mówiąc mecze z kolegami były dla mnie jedyną odskocznią od tego wszystkiego. Z resztą tak samo jak czas, który spędzałem z moim najlepszym przyjacielem Dawidem, pod trzepakiem (u mnie na podwórku).

Co pół roku miałem egzaminy zaliczeniowe z fortepianu. To były momenty, których strasznie się bałem. Poznałem już w wieku 8-9 lat co to stres i jak bardzo bywa on trudny do zniesienia. Odkryłem również wtedy, co to jest ambicja. No właśnie kochani, słowo klucz mojego życia: AMBICJA. Duch rywalizacji budził się we mnie za każdym razem kiedy szedłem na egzamin, i uwierzcie to właśnie dzięki temu udawało mi się przekuwać stres na siłę do tego by wyjść i dać z siebie 110%. To była ciężka droga, zarwane całe noce nie tylko moje ale również mojej mamy, która cały czas starała się mnie motywować i czuwać abym się nie wycofał. W końcu zaczęło to wszystko przynosić efekty. Pamiętam moment kiedy usłyszałem, po jednym z popisów w drugiej klasie słowa mojej nauczycielki do moich rodziców: „Państwa syn ma ogromny talent, mimo, że rozpoczął później niż inni naukę to już na tym etapie zrobił postępy, które pozwalają wierzyć, że będzie bardzo dobrym pianistą”. Nie zapomnę dumy mojej mamy i taty. Za te oczy oddałbym wtedy wszystko. Każdy dzień spędzony na bardzo często katorżniczych ćwiczeniach był tego wart. Zrozumiałem kolejną życiową zasadę: „Jeśli czegoś chcesz, jeśli chcesz robić to dobrze musisz pracować. Talent to nie wszystko! Wiele osób ma różne zdolności, ale tylko kilka ma odwagę by ciężko pracować i walczyć o to by zrealizować siebie w swojej pasji”.

Całkiem spontanicznie, również w tamtym okresie, zapisałem się na kurs tańca towarzyskiego. Spodobało mi się bardzo, ponieważ ówczesna moja koleżanka z klasy (która bardzo mi się podobała :) ) chodziła na te zajęcia i nie miała pary :D. Szybko wymyśliłem, że jest to doskonały sposób aby spędzać z nią więcej czasu. Tutaj nauczony właśnie tymi przykładami, które opisałem wcześniej, wiedziałem, że jeśli chce to robić dobrze muszę trenować. Doskonale wspominam moment, kiedy zostaliśmy wystawieni na Mistrzostwa Śląska Młodzików w Tańcu Towarzyskim i udało nam się zająć 2 miejsce. A to wszystko po zaledwie 8 miesiącach ćwiczeń. Dotarła do mnie kolejna zasada. „Nawet jeśli jeszcze wczoraj zasypiając nie miałeś pojęcia, że możesz w czymś być dobry, to nie oznacza, że budząc się rano się o tym nie dowiesz. Pasje można odkryć, w każdym momencie dnia, tygodnia, miesiąca i roku życia” Dlaczego pisze te słowa w formie cytatu? ponieważ są to moje zapiski z czasów kiedy miałem lat 13, dokładnie przepisane z mojego zeszytu z tzw. ”złotymi myślami”. Zaskakujące jak wiele z tych spisanych przemyśleń, ma zastosowanie teraz, kiedy minęło wiele lat od tamtego momentu. Pewne rzeczy są uniwersalne i nigdy się nie zmieniają.

Bardzo często porównuje muzykę do sportu, nie tyle co w formie rywalizacji, ale w formie podejścia do tej pasji. Tak naprawdę obojętnie czy biegasz po boisku i kopiesz piłkę, tańczysz, boksujesz, uprawiasz pływanie czy jazdę konno, te reguły zawsze mają swoje zastosowanie. Czym bowiem różniło się moje 5 godzinne ćwiczenie na fortepianie od spędzania czasu na macie? Tak naprawdę niczym podejmujemy wyzwanie, walczymy tak naprawdę najbardziej i najczęściej z samymi sobą, a nie z przeciwnikiem.

Płynnie doszliśmy do momentu, w którym ponosimy porażki, lub momentów kiedy to ludzie z zazdrości, czy też zwykłej złośliwości, zaczynają nas dołować, niszczyć psychicznie. Takich chwil były setki, kilka jednak zapadło mi w pamięć. Nie będę dokładnie przytaczał wszystkich, bo nie mam zamiaru pisać do rana tego posta ;) Przytoczę jedną z nich. Przypominam sobie chwilę, kiedy po serii wygranych konkursów fortepianowych, gdzie bardzo często mierzyłem się ze starszymi uczniami, nawet z poziomu już liceum muzycznego, wybrałem się na kolejny „turniej”. Kiedy wchodziłem do sali, w której się rozgrzewaliśmy (tak moi drodzy pianiści tak jak i piłkarze muszą się rozgrzać przed spotkaniem), usłyszałem od jednego z Jurorów, „o Kumór, no witam witam, ładnie ci poszło na ostatnim konkursie, ale tutaj nie masz szans, myślisz, że taki cwany jesteś, i zawsze będziesz wygrywał?”. Szczerze totalnie zgłupiałem. Nie byłem nigdy zarozumiały, nigdy nie pokazywałem tego, że np. wygrywałem i z tego powodu czuje się lepszy, nie rozumiałem skąd przyszła ta lekcja pokory. Już na rozgrzewce, czułem, że coś jest nie tak czułem, jak brzmią mi te słowa w głowie. Miałem 14 może 15 lat. Mimo wszystko uznałem, że nie odpuszczę i wyjdę zagrać jak najlepiej się da. Wystąpiłem, potem na ogłoszeniu wyników okazało się, że jestem 4-ty. Nigdy wcześniej chyba nie czułem się tak wściekły. Wiedziałem, że zagrałem dobrze nie wiem czy najlepiej ale na sto procent zrobiłem to dobrze. Zadałem pytanie mojej nauczycielce „dlaczego”, skoro przecież dałem z siebie wszystko, czy naprawdę byłem gorszy? Usłyszałem słowa, które stały się kolejną zasadą „Patryk pamiętaj. Ocena drugiego człowieka zawsze jest rzeczą subiektywną. Nie zastanawiaj się do końca, czy byłeś lepszy czy gorszy, jeśli czujesz, że dałeś z siebie wszystko wygrałeś ze samym sobą a to jest najważniejsze. Nie zawsze się wygrywa, czasami nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwość pamiętaj, że robisz to dla siebie, po to aby stawać się doskonalszym z dnia na dzień. Nic nie zbuduje cię tak jak porażki, niezależnie czy były spowodowane twoją niedyspozycją, niećwiczeniem, czy ludzką zawiścią i niesprawiedliwą oceną.

Zadałem Nauczycielce jeszcze jedno, ostatnie pytanie „Co jeśli, któregoś dnia, to jak się teraz czuję, spowoduje, że przestanę robić to co kocham, bo nie będę potrafił znieść tej niesprawiedliwości?” Usłyszałem odpowiedź, którą chcę dzisiaj zostawić Wam na podsumowanie tego posta „Patryk, nie pozwól sobie nigdy byś zgubił serce do tego co robisz, bo nigdy nie wiesz czy jeszcze kiedyś będziesz miał odwagę go szukać. Nie pozwól sobie na to by ktokolwiek miał na Ciebie taki wpływ abyś odpuścił. Chcesz pokazać, że się mylili walcz i wróć tam za rok, dwa a nawet 10 i pokaż, że byli w wielkim błędzie.

Trzymajcie się kochani mam nadzieje, że trochę z tej dziecinnej historii pomoże Wam odnaleźć siebie, a jednocześnie zobaczycie z jakimi problemami mierzyłem się gdy miałem 9, 10 i 14 lat. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Xmysli , Blogger