Muszę przyznać, że do napisania tego wpisu zbierałem się
długo. Problem, który chcę poruszyć jest bardzo złożony i doskonale zdaję sobie
sprawę, że nie uda mi się go przedstawić w całości podczas jednego wieczoru.
Dokładnie
tydzień temu podczas nocnego spaceru przez Centrum Warszawy zostałem
zbombardowany ogromną liczbą świetlistych,
kolorowych reklam, plakatów, oklejonych taksówek i wszystkich innych możliwych
nośników reklamy. Słuchając ulubionej muzy, leniwie przechodząc ulicami, wpadła
mi do głowy pewna myśl: „Czy to możliwe, aby ktoś wpływał na moją
podświadomość, na moje samopoczucie, a finalnie na to, jakiego dokonam wyboru
przy zakupie nowego telefonu czy też butów??”. Odpowiedź jest banalnie prosta -
oczywiście, że tak :). Czy jest w tym coś złego? I tak, i nie.
Pamiętam
czasy, kiedy cały rynek reklamowy dopiero raczkował w naszym kraju, a produkt
musiał bronić się sam swoją jakością, wykonaniem, funkcjonalnością oraz
trwałością. W dzisiejszych czasach, w zalewie tandety, bardzo często kupując lub
wybierając jakiś produkt, kompletnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, że jest
on totalnym bublem. Dlaczego mimo to sięgamy po takie produkty ? Przyczyn jest
pewnie wiele. Nie będę silił się na wywody rodem z kierunków psychologii
reklamy, ale chciałbym się z Wami podzielić tym, co sam myślę.
Po konkretne produkty sięgamy bardzo często podświadomie,
wiedzeni trendem, modą lub reklamą, która zakorzeniła w naszym umyśle
informację, że właśnie tego potrzebujemy i jest to najlepszy możliwy wybór.
Niczym na twardym dysku, tak w naszym mózgu, ktoś zapisuje plik z informacją
„kup mnie, przecież wszyscy mnie chcą”. Teoria tzw. „owczego pędu” funkcjonuje
w tak wielu dziedzinach życia i biznesu, że ciężko opisać każdą. Sami zadajcie
sobie pytanie i uczciwie odpowiedzcie. Czy zdarzyło Wam się kupić coś lub
chcieć czegoś tylko dlatego, że ktoś inny to ma? Jestem przekonany, że 90% z
Was odpowie: „Tak”.
Teraz pójdźmy krok dalej. Czy zdarzyło Wam się po zakupie
tego produktu zapomnieć o nim za tydzień, za miesiąc? :) No właśnie. Być może
padliście ofiarą „owczego pędu”. Idę tam, gdzie inni idą, kupię to, co inni
kupują, zrobię to, co inni…
Niestety kochani, nie zawsze podążając za masami, natykamy
się na coś dobrego. Nie dajcie się zwieść nie tylko przy następnej wizycie w
markecie, ale głównie w życiu. To, że inni idą w jakąś stronę, nie oznacza, że
tam jest coś lepszego, bardziej bezpiecznego i pewniejszego niż tam, gdzie wy
zmierzacie. Nie bójcie się myśleć, zadawać sobie pytań i analizować samych
siebie, nie tylko na płaszczyźnie doświadczeń życiowych, ale też na
płaszczyźnie określania swoich potrzeb oraz doboru produktów, którymi się
otaczacie. Jeśli przemyślicie ten temat, zauważycie, w jak wielu aspektach
życia, nawet w dziedzinach sztuki funkcjonuje to pojęcie. Bardzo często ludzie
słuchają czegoś, ponieważ inni tego słuchają, często wybierają dany film,
ponieważ inni go wybrali „przecież już 1000000 ludzi obejrzało go w przeciągu
tygodnia, a ja jeszcze nie”. Nie zawsze jednak oznacza to, że ten film jest
dobry. Nim wybierzecie się do kina lub kupicie płytę, której chcecie posłuchać,
zapoznajcie się z tematem i sprawdźcie, czy jest to coś, co zasługuje na waszą uwagę.
Aby nie popadać w paranoję i nie iść z duchem coraz
mocniejszych grup „internetowych rebeliantów” występujących przeciwko całemu
światu, jestem zobowiązany napisać Wam o dobrych aspektach „kolorowych reklam”.
Często reklamują one wartościowe produkty, w pełni funkcjonalne, którym
naprawdę warto się przyjrzeć. Nie raz sprawdzając rzetelność opisu danego
produktu, szukałem błędu i nie dopatrzyłem się go. Najważniejsze mieć otwarte
oczy i świadomie wybierać, wtedy nie damy się naciągnąć. Myśl, z która chce Was
zostawić dzisiaj jest bardzo prosta. Nie bójcie się iść pod prąd, nikt nie wie
lepiej niż wy sami, czego potrzebujecie, jaki kolor lubicie, jaką długość
rękawa, a jaką muzykę… Traktujcie reklamę jako informację, że dany „produkt”
istnieje, ale nie podążajcie ślepo za nim. W dobie internetu wystarczy
dosłownie chwila, by w jakiś sposób ograniczyć ryzyko zakupu „bubla”.
Na sam koniec lekko komiczny przykład. Widzisz reklamę
nowego samochodu, jest piękny, wprost doskonały. Grupa znajomych: dwie piękne
kobiety, dwóch cudownie wysportowanych facetów przemierza nim bezkres pustyni,
jadąc w stronę zachodzącego słońca. Szerokie uśmiechy, wiatr we włosach, muzyka
z 12 głośników niezawodnego systemu audio. Super, prawda?
Czy
to oznacza, że jak kupię ten samochód, to mój przyjaciel będzie miał idealną
sylwetkę i przestanie wpierdzielać hot dogi na stacji :) A moje przyjaciółki
będą seks bombami z idealną opalenizną? Czy to oznacza, że będę w ogóle miał
przyjaciół?? hmmm, NIE ! Jedyne, co będę miał to ten samochód, który okaże się
bublem lub w tym dobrym przypadku godnym zaufania, doskonale wyglądającym i
trwałym „stalowym kumplem” na lata, ale nie zmieni on kompletnie nic. Mam
nadzieje, że tym przykładem zasiałem małe ziarenko w Waszej głowie, które
zaowocuje bardziej świadomym postrzeganiem „kolorowych reklam”, które niestety
tylko na moment i tylko „wirtualnie” kolorują Nasze życie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz